.

.

środa, 24 maja 2017

Kto kim zarządza czyli o tupajowym ogrodzie

Nie jestem dobrą ogrodniczką. 
Czy w ogóle nią jestem?
Czy ogrodem jest spłachetek gruntu przy domu? 
Czy większy areał? 
Nawet nie jestem pewna czy jestem tu gospodynią....

Moje zasiewy są mieszanką wybuchową.
Tak jak ja.
Pomieszaniem chęci posiadania z podjadaniem, leczeniem i dzieleniem się. 
Głównie z innymi stworami, bo areał działeczki nie pozwala na rozpasanie się z uprawą. 

Samo sianie jest czasem kompulsywne.
Czasu pilnuję raczej; gorzej z kalendarzem księżycowym, którego stosowanie wydaje mi się jak najbardziej pożądane . 
Niestety w  moim przypadku często sieję, bo mogę. 
Akurat w tym momencie, bo mam czas.

Ta wiosna, przez chłodny początek pozamiatała moje zasiewy.
Zbyt wcześnie wystartowałam z pietruszką, marchewką i buraczkami. 
Nie wzeszły, a nawet gdyby jednak mogły- to...nie mogły, bo kociszcza sobie wyrobiły na to zdanie. W postaci ścieżki na skróty.

Dosiałam.
W ich miejsce posiałam coś nowego. (co???.....).
Okazało się, że jednak im się zechciało wzejść. 
I mam mozaiki. To tu, to tam - to buraczek, to marchewka.
Do tego zasiewy rzadko w liniach prostych.... 

Jakże wkurzająca już wszystkich- moim zdaniem niezrozumiale (bo i tak ja się z tym pałuję)- wszędobylskim wciskaniem ziółek i ostańcami "chwastów". 
I tak mam grządki przegrodzone zbiorowiskiem jasnoty plamistej z chamskimi wrostami pokrzywy. Nie muszę chyba pisać, że i jedno, i drugie dobrze robi. 
Na dodatek jasnota - pszczołowatym, a pokrzywa- wielu gatunkom motyli.

Pomiędzy- powysiewało się masę nagietków.
Na co mi tyle?
A- nasuszę sobie, włożę w olej, a przykryta żyjącymi roślinami gleba mniej wysycha i nie degraduje się. 

Czasem zostawiam coś, bo nie wiem co to jest. 
Jak miło jest patrzeć jak siewka rośnie, powstaje z niej mała roślinka, która potem zaczyna przybierać dobrze już niestety znany kształt i dojrzewam błyskawicznie do decyzji o eksterminacji. 
A czasem - całkiem przeciwnie. 
Tak było z poziewnikiem, który odkryłam u siebie. 
I teraz mam. 
Dobry lek  na górne drogi oddechowe, z koloidalną krzemionką, także dla "naczynkowców" i tych z problemami krwawień w różnych częściach ciała- także tych peryferyjnych ;) 
Generalnie kolejne zioło w ogrodzie. 
Tylko suszyć trzeba bez dostępu światła.

Zawsze zaskakuje mnie zmienność w moim zapleczu Tupajowiska.
Dlatego nie czuje się tu jedyną gospodynią.
Rośliny rotują. 
I to nie przez moja nadmierną działalność. 
Raczej oszczędnie działam. 
Czasem to widać...co też bywa krytykowane. 
Wymieniają się. 

Na razie nie wiem czy będę miała poziewnik. 
Czy za to nie dostanę lebiodki pospolitej, której małą kępkę przesadziłam i ta odwdzięczyła się dużym krzaczorem. 
Będzie surowiec na herbatę ale i piękna roślina karmowa dla owadów. 
Żerują motyle i błonkówki, a także chrząszcze. A jak pachnie! 

Nie samotworzę, nie jestem ewidentną zarządzającą.
Na ścieżce oznaczyłam kamieniem gniazdo trzmieli ziemnych. Też tu gospodarzą.
Na grządce przeoranej przez koparkę w roku z awarią, pozostało trochę nierozdrobnionej gliny. Bryłki dzielnie się trzymają. I cóż? Ano- dzikie pszczołowate często pod nimi maja swoje norki z młodymi. Że nie wspomnę o sporych ilościach pająków z rodziny pogońcowatych.

Gdzie się nie ruszę- tam coś. 
Życie.
To czasem upierdliwe, ale nie bardzo.
"Utrudniasz sobie". 
Być może.
Póki co więcej z tego radości niż męki.

Wczoraj walczyłam z trawą, bo wkoło- a to trędownik, a to kurdybanek, a to kozłek. 
Muszę obkosić, żeby mi pomocnicy nie skosili....

Po prostu- lubię sobie czasem skomplikować to i owo...;)

Mokra, chłodna wiosna i kąt z winoroślą odżył. Żądzą "stokroty" czyli margerytki, ziele świętojańskie vel dziurawiec...i różne takie z przetacznikiem polnym do kupy razem

Chrzan

Margerita z kwietnikiem

Kuklik  zwyczajny (też zioło) w melisie (o której gadać nie trzeba nawet)

Jeśli rośliny wędrują za ludźmi by im pomagać w chorobie to co o mnie można pomyśleć?
Wzdęcia i nerwy? Hre, hre :)

Żywokost lekarski mój

Trędownik zwyczajny - mój od Doroty P. 

Dmuchawce mniszka. Moje. I ptaków. Tak wiele ich pożera jego nasiona.
Warto zostawiać!

Typowa ruderia- pokrzywy i glistnik jaskółcze ziele w tyle.
Ostatnio moja ulubiona roślina.












niedziela, 14 maja 2017

Porosie

Idziesz, a las już nie śpi.
Zostawiasz za sobą wiochę, z przygotowaniami do mszy, do komunii dziecków.
Zostawiasz w domu żółtego gila, bo woli z niegilem latać z pistoletami na wodę.
Rude z lekko już pomiętą sierścią, wierne ciało idzie posapując, obok.
Wspinamy się lekko pod górkę.
Wiemy po co tu przyszłyśmy.
Każda z nas ma swój plan i swoje do zrobienia.

Ona poczuje całą przeszłość nocy i poranka.
Mnie pozostaną tylko powidoki.
Zryte marginesy ścieżki, poprzewracane, chronione przez nas- ludzi, miodowniki.
Czarny zwierz gdzieś tam sobie siedzi.
Zapachu nie czuć. Ale ślady zostały.

Zrywam trędownik, repeta z jeszcze kwitnącego gajowca i dąbrówki. Tym razem wszystko do suszenia. Czeremcha już przekwita, ale udało się troszkę zebrać.
Będzie syropo- sok. Zobaczymy jak się sprawdzi.

Łapię słońce, energię od lipy, potem buka.
Ładujemy się wzajemnie.
Starczy na trochę.
Oczywiście, że tak.

Waldermeister czyli marzanka wonna

Miodownik melisowaty dopiero zaczyna

Trędownik bulwiasty

Ruda czosnaczkowa

Kokoryczka

Buku

Żywiec cebulkowy, częściowo żyworodna roślina naszej flory

Czmielu umęczon