.

.

sobota, 31 grudnia 2016

Proktologicznie czyli końcówka roku

Roku już ostatki. 
Roku, który przyniósł mi dużo. I dobrego, i złego.
Niestety, jako pierwsza nasuwa się strata. 
W czerwcu odszedł Garip.
Niedługo potem- Olka.

Ktoś się zaśmieje pod nosem, że kury można żałować. Ano- można.
Ptasie móżdżki są pojemne. 
Zasobne w pomysły, ciekawskie. 
Te fabryki jaj, które sobie tyłki dla nas nadwyrężają.
Zasralce podwórek.
Gdakające dziefczynki.

Ola była kurą z pierwszego w moim życiu stada.
Jako bardzo młoda dochowała się tuzina dziecioków. Niestety- większość straciła.
A jednak pozostały po niej Perła i Pepita. Obie niepodobne, bo rozstrzał fenotypowy przybliżył je do swoich przodków, nie do mamy. 
Nie wiem czy umarła ze starości. Po prostu usnęła.

Ola.Olka. Olunia.

Ola z dziećmi

Ola w Foxiuniu

Ola uczy wysiadywać. Z córą Perłą.

Olka

Ola (pierwsza z lewej) z koleżanką i perliczkami

Odejście Psa jest inne.
Inna jest więź. Naturalnie.
No i nie te jajka.

Mus się czasem pośmiać, bo tylko zatraciłby się człowiek w smutku, poczuciu straty.
Rozpacz jest.
Tak jest, ale nie można jej w sobie pielęgnować, bo to nie pozwala się zabliźnić ranom.
Najgorsze, a za razem potwierdzające cudowność mózgu i zdolności zapamiętywania są chwile, kiedy jestem w stanie odtworzyć odczucia- dotyku futra- zmierzwionego chorobą, dotyk wielkiego, ciepłego ciała, opierającego się przyjacielsko o udo, ciężar łba, który z westchnieniem rozleniwienia układał na stopie. Pysk uzbrojony w silne zębiska. Mogące bez trudu miażdżyć kości, takie niedobre, bo skaleczyły Absorbera, a poskromione, kiedy gmerałam, bo coś się w podniebienie wbiło. Nigdy mnie nie skrzywdził. 
Przeklęty mózg. Pamiętający ostatnie chwile agonii i to, że odszedł sam, bo Tupaja idiotka leciała po pomoc, zamiast zostać i być, kiedy odchodził.





Życie to patchwork.
I całe szczęście, bo bym oszalała.

Są i dobre wspomnienia minionego roku. A to między innymi Maszkaronik nasz.
Z jaworskiego TOZu.
Kochana Zaraza ziemniaczana. Krzykacz, sikacz, kupozjadacz, męczyciel Jagody i Absorberów. Podstępny wślizgiwacz nałóżkowy.
Po prostu- ona:




Ten rok to dla mnie czas uczenia się.
Siebie.
Czas przerabiania swoich spraw, robali, radości i czas zrozumienia, a właściwie rozumowania, które pomału u mnie się zmienia.
To czas rozwoju moich zainteresowań ziołami, pracą nad sobą, nad ciałem i umysłem.
Ten rok, a właściwie druga połowa, zdystansowana z lekka jeśli chodzi o blogosferę i internetnię samą w sobie. A właśnie dlatego.

Niestety to także rok wqurwu.
Na wiele spraw- całościowo, a głównie jeśli chodzi o polska przyrodę.
O drzewa, o ochronę gatunkową.
Mam spore obawy, że będzie hekatomba.
Że do lasu już spokojnie nie wejdę, a jak wejdę to może nie wyjdę. 
A i tak będzie moja wina. W końcu nie mój obwód. Łowiecki.

Kłóci się to wszystko- te emocje prące do tego by flaki z takich rwać z tym, w co się z lekka przemieniam. 
Zagotowuję się, puszczam parę uszami, zdrowo wrzeszczę, tak z przepony, ale staram się pracować nad niektórymi sprawami, emocjami. Nic to nie daje, a zabiera mocy. A walczyć trzeba.
Nie, nie odpuszczam, nie, nie zakrywam oczu. Tam gdzie mogę- będę walczyć, podpisywać petycje, mówić głośno, tłumaczyć, przekonywać. Ale nie dać się spuścić z kanał złych emocji, bo to osłabia.
A ja mam potrzebę bycia i życia. Mam dla kogo. 
Zdrowie jest najważniejsze.

Rok ten zabrał też wiele osób, które ceniłam za to co tworzyli.
Dawid Bowie, Maria Czubaszek, Marian Kociniak, Umberto Eco, Bogusław Kaczyński, Alan Rickman.

Oby następny nie był gorszy, niech nam zdrowie sprzyja, niech nie zepsują niektórzy wszystkiego, nie wyrżną, nie wybiją. Niech zostawia nam żubry, łosie, wilki, świerki z kornikiem.
Niech drzewa dalej sypią liśćmi, byle nie była to ich najważniejsza wina....
Niech nam nie zabiorą prawa do protestu przeciw przemocy wobec słabszych, przyrody, do walki o wspólne dobro, miejmy wolność sprzeciwiania się bezmyślnym decyzjom.
Niech nam da nadzieję. 
I uśmiech mimo wszystko.

No i wyszło smutnawo jednak. 
Taka już chyba wina końcówek.
Nie wszystkich, hre hre.
Ale roku tego niestety tak.


Ważne jest jednak móc, jak ten mały czarodziej, zamieniać zło w dobro.
Ja troszkę sobie czasem pomagam.
Po czerwcu dostałam drugiego, odważnego Anioła, który daje kopa jak się zastanawiam czy zaryczeć, czy ogon podkulić.
Garipu...











piątek, 23 grudnia 2016

W wigilię Wigilii

Powiadają, że diabeł mąci przed świętami. Nie wiem ile w tym czarciego działania, a ile ludzkich emocji. Fakt jest faktem- lekko dzisiaj nie było.

In plus:
- warzywa ugotowane, porąbane (u mnie w sałatce widać z czego zrobiona; nie jakieś tam wymiociny po cioci imieninach) 
- barszcz czerwony, na zakwasie ugotowany (choć był moment, że miałam wrażenie, że jestem świadkiem cudu fizjologicznego- albowiem zdawało się w pewnym momencie, że gotowanie utwardza buraki...jednak- jak to większość z czasem- zmiękły)
- Absorbery, w czasie największego nasłonecznienia, a przed porą spalania odpadów w kociołkach bliźnich- tfu!- udane. Zakupione lizaki udało się oswobodzić z celofanu za pierwszym podejściem, unikając nawet kąsania i szarpania celem uwolnienia z okowów plastiku. Nie wiem jak producenta, ale mnie to wqrwia, Absorbery też.
- Zdzisław (perlik) trafił do kurnika. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, bo czasem, ćwierdoląc, można nie zauważyć, jak dziefczynki, siostrzyczka i Titolong już wejdą. A wtedy "zostaję sam jak stoję, z rozsznurowanymi butami" (Fisz, "Sznurowadła") i boje sie wejść, ruszyć przed siebie. Wtedy moja rola- miękko, aksamitnym głosem muszę go nawoływać : "chodź, chodź", no i wtedy lezie do kurnika, ale ciężko przerażony, bo wokół już szarówka. 
- trzynaście krokietów z kapuchą z grzybami zrobionych. Krokiety jem tylko raz w roku. 

Więc warto, choć w między czasie strzeliły się w domu trzy kupy, było polowanie na mysz, wyciąganie klocków z maszowej paszczy, wrzaski moje na siki, na których o mało nie nawiązałam miłosnego kontaktu z podłogą.

Minus jest jeden.
Myślałam dziś, wspominałam te stworzenia, których nie będzie z nami w ten czas.
Garipem, mam nadzieję, opiekuje się na razie Marta A. 
Wielbicielka anatolianów, którą znałam tylko internetowo, ale bardzo mi smutno było na wieść, kiedy odeszła. W tym roku odszedł jej Pies, którego pozostawiła. 
Chłopaki pewnie razem hulają po tych łąkach zielonych, za Tęczowym Mostem. 
Tylko gdzie w tym wszystkim będzie Olka? Ta (tylko) kura. 
Ciekawe czy tam kury mogą latać lepiej niż na ziemi. Może tak?




Życzę Wam wszystkim dobrym ludziom, czytaczom, dobrym znajomym, przyjaciołom- 
dobrych świąt. 
Z małą ilością mięsa, z dużym gronem miłych sercu istot. Ludzi i zwierząt, roślin też.

Sponsorem mentalno- medialnym tego wpisu była Enya:






poniedziałek, 5 grudnia 2016

Koszówki- sposób na życie

Lubię zimę.
Może nie tak bardzo jak umiarkowanie gorące lato, ale też. 
Generalnie rzec można, że każdy czas, każda pora roku może cieszyć. 
Wystarczy tylko chcieć.

Wracając do zimy- niestety mając niedogrzane dystalne części ciała, czasem jej, tej zimy nie lubię, bo stan chłodu jest lekko, że tak powiem niekomfortowy.
Przydałby się pierdziworek. 
Ale nie taki kokon stacjonarny.
Tylko taki, jak domek ślimaczy, który chroni, a jednocześnie jest mobilny.

Przypomniało mi to koszówki, małe motyle, których gąsienice mniej lub bardziej starannie robią sobie takie właśnie schronienia. 
Psychidae - nazwa łacińska fonetycznie sugeruje, że maja jakiś problem, jednak robienie sobie domeczku, który i chroni i przemieszcza się z właścicielem nie należy, moim zdaniem do wad tylko jest świetnym pomysłem na życie.

Owady dorosłe z reguły (pomijając gatunki ze stref cieplejszych regionów Palearktyki , gdzie zawsze jest bardziej kolorowo) są mało ciekawie ubarwione. Szaro, brunatno. 
U części gatunków dymorfizm płciowy jest skrajnie wyrazisty. Samce są uskrzydlone, a samice mają szczątkowe skrzydła lub uwstecznione odnóża i skrzydła.
Okres godowy to nie dla wszystkich czas aktywny... 
Samice, które mają skrzydła szczątkowe opuszczają poczwarki, a jaja składane są do własnego koszyczka, z którego się wykluły, z  kolei samice niezdolne do lotu i z uwstecznionymi odnóżami- zapładniane są przez samce w swoich koszyczkach, a jaja składają na egzuwium (wylince). 
Niekiedy takie samice nawet nie wysuwają się z egzuwium, tak że samiec wsuwa swój odwłok przez pękniętą wylinkę, żeby zapłodnić samiczkę.

Imago żyją krótko. Od kilku godzin do kilkunastu dni.
Gąsienice tworzą koszyczek z przędzy, który sobie w miarę wzrostu powiększają, a z zewnątrz doczepiają do niego- w zależności od gatunku, patyczki, kamyczki, kutner z liści, łodyżki, kawałki liści,  ziarna piasku czy części owadów.
Z wora wystaje tylko głowa i pierwsza para odnóży.
Gąsienica żeruje na różnych gatunkach roślin. 
 
Schronienia larw są z reguły małe, kilku- kilkunasto milimetrowe choć w cieplejszych regionach występowania, same gąsienice są większe (a jak!), potrzebują też większych koszyczków.
Stadium gąsienicy trwa rok do dwóch lat.
Kiedy nadejdzie pora na przepoczwarczenie, gąsienica zaprzestaje żerowania, przytwierdza koszyczek części "głowowej" do podłoża (kora, gałąź, kamień etc.) i odwraca się  w swoim pierdziworku. 
Imago opuszcza koszyczek drugą stroną więc wcześniej gąsiuna musi się w nim obrócić.

Ze względu na drobne rozmiary i duże podobieństwo "na pierwszy rzut oka" oznaczanie do gatunku jest bardziej skomplikowane. 
Prócz metody- jak ją zwykle nazywałam, kiedy jeszcze aktywnie zajmowałam się entomologią - "pokaż mi swoje krocze, a powiem ci kim jesteś" (metoda genitalna- cóż, bada się wyrostki, penisy, ogólnie aparaty kopulacyjne) bada się też morfologię odnóży, skrzydeł etc.
Bazowanie na charakterystyce koszyczków też nie daje 100 % pewności co do gatunku.

Wikipedia (Cenephora hirsuta)

Wikipedia; Megalophan viciella


Niestety na koszówkach się nie znam, ale sam fakt tworzenia domków przez owady zawsze mnie fascynował. 
I raczej w grę wchodzi budownictwo jednorodzinne, a nie owady społeczne i ich molochy- choć to już  cuda nad cudami, a technik klimatyzacji i wentylacji ludzie mogą się od owadów tylko uczyć!
 






 Niesamowite talenta budowlane koszówek możecie obejrzeć na tym blogu: