.

.

niedziela, 4 października 2015

Tupaja się szlaja- Mściwojów

Nie daję się prosić i zawsze kiedy taka pogoda (w cieniu 20, wiaterek muska kłaki, słoneczko mruży mi ślepia) i możliwość- to gdzieś ruszam. Tym razem z Absorberami.
Obraliśmy kierunek na Mściwojów.
Nie dotarłam tam w srogie upały więc teraz się poprawiłam.

Nieduża wieś nad rzeczką Wierzbiak (prawy dopływ Kaczawy), na której to w 1999 roku wykonano sobie akwenik, cokolwiek  miły oku. Wygląda całkiem naturalnie; rozciąga się na obszarze 35 ha. 
Położony u stóp Winnej Góry, na której to rzeczywiście dawniej winorośl uprawiano.

Woda, woda...

Nie wiem, jakoś tak mam- mimo, że jestem w 100% ziemnym stworzeniem, że lubię się na wodę gapić
 i leżeć na pomostach :)
Ptactwo nieliczne. Udało nam się zobaczyć "brzydkie kaczątko" i "jego mamę", do tego z osiem sztuk czapelek. Kiedy po raz drugi schodziliśmy z pomostu, uradowały mnie czajki, przelatujące nad naszymi głowami.
Okolice zbiornika, poza trzcinowiskami, wierzbą są głownie suchymi siedliskami. Niestety i tu zawędrowała nawłoć późna i nieładnie się panoszy. Trochę żółto od wrotyczu, przy ziemi jastrzębce kosmaczki i lnica, którą już niemal zapomniałam


Wspinamy się ścieżką piaszczysto-żwirową (obok z kostki granitowej) na wzniesienie, na którym postawiono 21 metrową wieżę widokową. My- ku rozpaczy Absorberki (foch aż do pomostu)- weszliśmy tylko na pierwsze 6 m. Schody- prawie pionowe- dziękuję! Nie sama z dwójką.


Absorberka in foch.
Mignął mi jakiś szlaczkoń nawet, ale nie na długo, do tego parę ważek, ale dalej.
Za to ... brakujące ogniwa ewolucji, zaznaczyły swoją bytność kupą śmieci wkoło stanicy i pomostu. Tacki, widelce, butelki po wódce. Rzygać się chce. Fajne miejsce, ale oczywiście zawsze znajdzie się element, żeby wszystko spieprzyć. Także tego dnia, dwóch młodzianów wątpliwej aparycji, musiało swoje zakisłe w kombinezonach dupska wwieść na szczyt Winnej i pohałasować swoimi motorami. Wjazd zabroniony, ale kto by się tam przejmował. Szlaban objechali i już.

Samego Mściwojowa nie obeszliśmy, bo już było tarcie oczek i ziewanie. 
Są ruiny renesansowego dworu - klik i pawilonu na wodzie - klik. Wszystko kiedyś piękne, dziś- jak widać- niestety...

10 km od Tupajowiska (dokładnie!) i trochę wody. Kto lubi moczyć kije, popływać kajaczkiem- można. 

A ja się sama muszę wybrać tu latem na modraszki i inne tam :)

Reminiscencje powycieczkowe- wieża made in Absorber


6 komentarzy:

  1. Wycieczki w plener, to cos co uwielbiam. Teraz nawet nie będę musiała niestety nawet za bardzo się ruszac, żeby być w plenerze. Niedługo to już pewnie będę kulać sie po tych moich hektarach, jak tak dalej pójdzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, u mnie niestety mało wszystkiego, ale ciężko sie ruszyć. I tak z bólem, bo niezrobione grządki na jesień płakały za mną...:)

      Usuń
    2. A co z nimi trzeba robić na jesień??? (Ja dopiero się uczę ;)

      Usuń
    3. Skopać, kurzaka im dać i niech sobie poczywaja ;)

      Usuń
  2. Co tam foch, przejdzie. Ile natomiast Absorbery naucza sie podczas takich wypadow - bezcenne!

    OdpowiedzUsuń