.

.

środa, 29 lipca 2015

Szczudłak

Jest sobie taki ptak.
Himantopus himantopus. 
Szczudłak.
Brodzący, z rodziny szczudłonogów.
(klik do Wiki )

Wygląda tak:

Wikipedia
Chodzą sobie i brodzą, szukając pożywienia.
Odnóża mają długie, co by sobie tyłków nie zamoczyć.
Chodzą tak:


A teraz do sedna.
Wczoraj przed południem, wyczaiłam (nasłuchowo, bo psy w domu jazgotały), że ktoś skrada mi się do drzwi. 
Auto poznałam, za drzwiami byłą Danka, do której, gdybym we wściekłości wielkiej "urwą" rzuciła, na pewno by usłyszała; tak blisko prawie.
Prócz torby cukierasów, w plecaku przywiozła mi...
No właśnie.
Kogoś, kto jak już zaczął łazić po podwórku skojarzył mi się z powyższym gatunkiem ptaka.

Jest biały, z czarnymi wtrętami, wysokonożny, wyższy już od koleżanek. Trochę nieśmiały, ale nie przerażony, choć spędził w plecaku Danki trochę czasu, spętany przez gospodynię, która jej go dla mnie ofiarowała.

Zobaczyłam i został Albercikiem.
Poznajcie:

Wczorajszy dzień spędził z "babami, którym się zdaje".
Jaja zabrane. Niestety, żadne nie zalężone :(
A im się dalej zdaje...

Maszeruje :)
Tito obserwuje....

Tito się zasadza....


I chłopaki się postraszyły.
Na razie bezkrwawo.
Pewnie będzie walka...któregoś dnia
Tito pobił wszystkich zapalczywych kurdupli.
Jest tak chętny do bzykania, że nawet przed Albercikiem zaczął tokować.
Dopiero kiedy młody się nastroszył i rzucił mu oburzone spojrzenie jasno tłumaczące orientację seksualną, kurdupel się opamiętał.


Z innej beczki:
poszukuję (nie dla siebie, ale dla bliskiej osoby- dorosła :) z 9-latkiem), kwatery w gospodarstwie w okolicach Bożkowa, Wielenia. W sierpniu. Jeśli kto ma, coś zna, wie, piszcie na priw.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Omłotnia, bezmięsność i co Jagoda menda narobiła....

Kapturka już mi nie śpiewa.
Śpiewają Bizony, Caasy, New Hollandy...
Omłoty wirują w powietrzu, z lekka tylko ochłodzonym, suchym raczej.
Siedząc na huśtawce wieczorem, słyszę znajome łomoty w oddali. 
Taka swojska muza.

Zawsze, prócz wyobrażenia reakcji zapalnej w oskrzelikach płuc własnych związanej uściskiem wielkim z tą porą działalności rolniczej, wyobrażam sobie wpływ na populacje zwierzyny drobnej.
Strach myśleć i -póki co nie znalazłam czy ktoś to badał ilościowo i jakościowo, jaki wpływ na populacje mają żniwa.
Na pewno odbija się to na miotach zajęczych oraz lęgach ptasich.
Ech...
Giną też sarny.

Sianokosy też nie lepsze.

Pamiętam wiersz Czechowicza- "Przy sianokosach", jeszcze z czasów, kiedy koszono tylko kosami, ale o nim pisałam już trzy lata temu. Wtedy zdarzało się zranić czy zabić zwierzę. Teraz- to jak nasze zetknięcie się z rozpędzonym debilem na drodze.
Tak, nie jestem dobrą matką i nazywam rzeczy po imieniu. 
Jak mnie kto chce na trzeciego wyprzedzając prawie zabić- morderca. 
Zdarzają się głupki, debile. 
Raz jeden gorszy się trafił, ale Absorbery chyba same mi w duchu rację przyznały...

Ale...
Kombajniści, nie dość, że maja ciężką pracę, to ....



Dyeta bezmięsna w toku ku totalnemu braku zrozumienia najbliższych (opadnę z sił na pewno, zamorzę się).
W razie czego- wrzucę fotę. 
Po jakimś czasie znów i ocenicie czy mnie ubywa. Czy ...co tam jeszcze.
Bo, może jak w przypadku chorób związanych z odżywianiem, będę miała problem z oceną ;)


Dziś wersja tupajowa sałatki makaronowej z kurczakiem w soli, pieprzu, ziołach prowansalskich, marchewką i śmietaną z czosnkiem, świeżym tymiankiem-
sałatka bez kurczaka, za to z czedarem, który uwielbiam. 
Do tego groszek i papryka. 
No i wyszło pysznie.


Ziółka się suszą; jak to u wiedźmy.
Teraz tylko w torebki papierowe i do słojów.


W tym roku suszę dużo krwawnika, trochę dziurawca, pokrzywy, melisę. Szałwia mi bidula usycha. 
Susza jest obrzydliwa. Latam przyspawana do konewki, ale niektóre rośliny gubią już liście.
Mam nadzieję, że jedynie przejdą wcześniej w stan spoczynku i nie obumrą.

Kochanaaleczasemobrzydliwa Jagoda zabiła drozda. Żółtodzioba.
Nie skomentuję. 
Powiem tylko, że wqrwiła mnie strasznie (nagadałam jej; nie wróciła na noc).
O kotach i co czasem wyprawiają w przyrodzie pisałam już kiedyś.






sobota, 18 lipca 2015

Omłoty w natarciu i bezłwad upalny

Kombajny w natarciu, zero deszczu, 36 w cieniu.
Okien otworzyć się szeroko nie da, bo omłoty się wdzierają.
(Współczuję kombajnistom...chyba, że maja wypasione maszyny, bo w tych sprzed lat to marnie ich widzę...nawet dzięki omłotom wspomnianym).
Zaraz, umęczona rzucam swe cielsko w pościeli odmęty.
Żadnych łachów, jako ta Lilith. 
Może się nie spocę.

No tak, a gdybym tak wreszcie "zmądrzała" i zaczęła korzystać z "dobrodziejstw" przemysłu farmaceutycznego i zatykać gruczoły potowe nie miałabym problemu. 
A tak, głupia Tupaja będzie się lepić do Absorberki i do szmat pościelowych.

Dziś wstałam, co by z psami o szóstej pójść, ale nie poszłam, bo mnie 27 na termometrze "zmroziło".
Chyba bym Garipa zabiła tym spacerem, o sobie nie wspominając.
O godzinie 10:00 padłam.
Wstałam w południe i wcale mi lepiej nie było.

Chyba wiem co by mi pomogło, aczkolwiek w ten upał...;)
A propos aczkolwiek:



I złota myśl na dziś made in Buka:



czwartek, 16 lipca 2015

Nie to, żebym się wkurzała, ale...

Miałam już dość dawno napisać o tym, ale - jako, że temat zawsze mnie elektryzuje negatywnie- odpuszczałam, bo miałam ciekawsze i milsze rzeczy do przekazania.
Do czasu, a właściwie momentu, kiedy to przy porannej kawie przeczytałam komentarz do mojego udostępnienia na fejzbuku, a dotyczącego niczego innego jak awantury wkoło nowelizacji prawa łowieckiego.

To, że ktoś ma inne zdanie niż ja- ma prawo, tak jak i ja mam prawo mieć swoje.
Wielokrotnie na swoim blogu jasno je określiłam w stosunku do tematu myśliwych i myślistwa jako całości.

To, co "komisja" (w większości złożona z myśliwych) uzgodniła w swoim gronie, nie dopuszczając do głosu (łagodnie rzecz ujmując) organizacji związanych z ochroną przyrody, ochroną praw dziecka, a także przedstawicielami innych środowisk, które także maja w tej sprawie sporo do powiedzenia chyba każdemu przynajmniej śmignęła nagłówkiem czy nawet konkretnym artykułem. 

Postulowano zakaz udziału dzieci w polowaniach z nagonką, wycofanie amunicji ołowianej oraz możliwość łatwego wyłączenia własnego gruntu z obwodu łowieckiego (tak, chcą polować także na cudzych gruntach).
Wszystkie argumenty zostały olane.

Całe szczęście sprawa nie jest zakończona.

Wiecie co, nie pisałabym o tym, bo nie lubię się ostatnio wkurwiać.
Tylko komentarz jednego z blogerów, strzelającego fotki ( nie bez uroku z resztą) dzikim zwierzętom, a w którym zarzucił mi brak wiedzy i kazał "zamknąć" (cytat dokładny) wywołał mnie do tablicy.

Po pierwsze- kolego blogerze- kulturka to chyba daleko za tobą chodzi.
A może to takie trudniejsze słowo...?

Ani się dobrze nie znamy, a tu takie laurki.
Po drugie- świat polowań i myśliwych znam dobrze z racji znajomych i pracy w LP więc akurat byłam u źródeł i wiem jak to wygląda.
Po wtóre- działanie "komisji" jako państwo w państwie jest niekonstytucyjne, godzi w innych obywateli niemyśliwych, bo to nie myśliwych lasy, nie myśliwych zwierzyna, nie ich grunty.
O szkodzie w psychice dzieci uczestniczących w polowaniu chyba nie trzeba wspominać.

Udział dzieci w polowaniach chyba dla każdego rodzica (prócz rodzin "w tradycji" ) zdaje się być jasna, choć tamci nie widzą nic w tym zdrożnego.

Co do polowania na mojej ziemi...
Nie chcieliby wiedzieć, gdzie włożyłabym im lufę ich sztucerów.

P.S
A tę kolorowankę moje Absorbery dostały na ognisku z leśniczym i...myśliwym, a jakże. Ani słowa o "regulacji" pogłowia i innych niewygodnych kfiatkach.
Ale akurat moje dzieci wiedzą czym się myśliwi zajmują.





wtorek, 14 lipca 2015

Podlało

Polało nas ładnie i leje nadal.
Nawet dziewczyny poszły szybciej do kurnika.
Zbieram maliny, mało ich, ale na małe słoiczki- jeden dziennie wystarcza.
Coś mnie dziś przy nich na przemyślenia wzięło .

Nie wiem czego to przyczyna.
Czasem człowieka coś tak z lekka poruszy, a może z latami życia (wiem, nie jestem stara!:), więcej się o nim myśli?

Bezmięsność w toku.
Dziwne...
Jakoś więcej energii mam, choć znów jakiś wirus nas kąsa.
Może kto mi szkodzi...?;)

Podlane, czysto, świeże powietrze...Zanim kombajny ruszą...

Groszki pachnące dla kur :)

Odżyła hortensja, uff, bo lubię :)

Dmuszek już w pełnej krasie.
Nasturcjowe nasiona pożeram z pasją, a na trawach mam tygrzyka paskowanego :)

Woda, woda. Gąbka wessie...


Staruch, trochę brzydki, ale Dom :)

Wielki plus wsi- wychodzisz na podwórko w zajebiście różowych spodniach od piżamy i ci to wisi!!!! :)

Jagoda korująca słupek ogrodzenia

czwartek, 9 lipca 2015

Książkowo pe-el

Koleżanki w Kurniku pisały ostatnimi czasy o strasznych wierszykach.
Ja je lubiłam i mam w swoim księgozbiorze; czasem nawet sięgnę co by się pośmiać.


W środeczku historie przeróżne, część wspomniana przez Dziefczynki z Kurnika.
Jest i o uciętych paluchach, co je Julek ssał zawzięcie


ale i o tym, że nie wolno krzywdzić zwierząt


Sugestywnie też Butenko szkicuje historię dziewczyneczki, która pod nieobecność rodziców bawi się zapałkami. Temat stary jak świat i we wszystkich zakątkach kuli naszej


(tu w wersji niemieckiej, rammsteinowej, z tłumaczeniem na angielski, ze starymi rycinami)


U mnie książkowo.
Z wypłaty odszkodowania za pobite jaja od Hani, kupiłam książkę, na którą się śliniłam i nie myślałam, że ją przed Gwiazdką zobaczę. Taram!


Simony Kossak wszelkim przyrodnikom, biologom nie trzeba przedstawiać. Ale kto nie zna- klik do Wikipedii.
Zaczytanam strasznie :)

Do tego okazja-w Biedronce. 20 pln mniej niż w księgarni.


Bardzo pro ludzko napisane; okazuje się, że jednak tak wiele nie zapomniałam :)
Cóż poza tym w Tupajowisku?
Deszcze i chłód. 
Do tego moja walka z bankiem o dostęp do konta internetowego. Napisałam im dziś pismo w formie jak na bloga, bo już mi ręce opadają.

Kupiłam Absorberom irysy. Cukierki.
Lubimy Chotomską i jej wierszyk o tygrysach co lubią irysy i Absorbery zapytały- a co to irysy? 
No i pognałam do Muszkieterów i kupiłam.
Znacie wierszyk?
Ja uwielbiam :)

Gdyby tygrysy jadły irysy,
to by na świecie nie było źle,
bo każdy tygrys
irysy by gryzł,
a mięsa wcale nie.

Jakie piękne życiorysy
miały wtedy by tygrysy!
Z antylopą mógłby tygrys
iść do kina
i irysy by w tym kinie
sobie wcinał.

Mógłby sobie wziąć irysów
pełną teczkę
i wyruszyć z owieczkami
na wycieczkę.

Mógłby pójść na podwieczorek
do gazeli,
gdzie na pewno by serdecznie
go przyjęli.

Każdy kochałby tygrysy
i do wspólnej prosił misy,
i z radości każdy chodziłby na rzęsach –
gdyby tygrysy jadły irysy zamiast mięsa.

Tylko jest kwestia,
że taka bestia
straszny apetyt zazwyczaj ma –
zapas irysów
w paszczach tygrysów
zniknąłby w ciągu dnia.

W sklepach byłyby napisy:
„Brak irysów przez tygrysy”.
Człowiek musiałby w ogonku
stać i czekać,
i nie dostałby irysów
ani deka.

Mógłby pisać w książkach życzeń
i zażaleń,
i wyjść z siebie, i z powrotem
nie wejść wcale.

No a gdyby obok siebie
musiał sterczeć,
to instynkty miałby człowiek
wprost krwiożercze.

Każdy z zemsty za irysy
powygryzałby tygrysy
i ze złości nie zostawił ani kęsa –
gdyby tygrysy jadły irysy zamiast mięsa.



poniedziałek, 6 lipca 2015

Tested on Tupaia

Tak.
Przetestowałam.
Na swojej pasze.
Nawet na dwóch.

R e w e l a c j a.

Pisałam już kiedyś tutaj, jak to się wściekałam, bo w erze wyzbywania się naturalnych przejawów życia (pocenie, zapachy własne etce, etce), zwykłego, bezaluminiowego dezodorantu szukać trudno. 
Coś niby znalazłam, ale...słabe.

Ostatnio w jednej z nabytych za złotówkę książek o wykorzystaniu roślin, znalazłam przepis na dezodorant na bazie ... octu jabłkowego i ziół.
Krzywicie się?
Ja też się skrzywiłam.

Wierzcie mi jednak...zapach octu znika po paru minutach, a pozostajemy w dość dobrym stanie flory pachowej. Testowałam w dniach upalnych.
Po rannym myciu.
Zero niechcianych woni przez- TARAM! 9 godzin.
Wydaje mi się, że jak na coś naturalnego, przy aktywnym dniu, wysokiej temperaturze- brzmi zachęcająco.

Jak robimy?

Ocet jabłkowy- ok. 0,5 l (ja zrobiłam ze szklanki)
ok. 50 g ziół
Wybrałam świeże:
miętę, melisę, szałwię, lawendę w ilości "na oko"
Ocet zagotowujemy, dodajemy zioła, studzimy, cedzimy, mamy :)

Ziółka użyte w naczynku made in Absorber- glina, wypalana, szkliwiona, na warsztatach w Dobkowie


-----------
Post dzisiejszy, energetyzowany:



sobota, 4 lipca 2015

Ekspresem: czas ścinania białka i niespodzianka

Chyba cały kraj spowity w temperatury bliskie ścinaniu białek.
Nie lubię.
Jestem typem, który dobrze sprawdza się w temperaturach 5- 20. 
Wtedy najlepiej funkcjonuję, chociaż...
Stopy i dłonie zimne. Ostatnimi dniami nie.
A z reguły mogłabym chłodzić drinki lub szkocką w szklance. 
Dostatecznie dużej co by mi się łąpki zmieściły.

Dziś 32 w cieniu.
Jutro ma być ..cieplej.

Basenienie Absorberów pełną parą.

Moja odstawka mięsa- w toku.
Względy?
- etyczne, światopoglądowe.
Zawsze dużo wiedziałam, żyłam z tym, tak nie do końca szczerze. Hipokryzja lekka. 
Człowiek ryczy widząc mękę w tuczarniach, TE oczy, ten strach, tę  śmierć. Miliardów... A jadłam. Bo...smakowało. Sama dobrze przyrządzam mięso. Cóż mogę na to poradzić?

Od poniedziałku tylko i aż sery, mleko,  z którego na razie nie jestem w stanie zrezygnować.
Jaja- od moich kur- oczywiście zjadam.

Zaskoczenie w piątek totalne.
Pamiętacie jak Hania przysłała mi jaja do podłożenia Perle i co Poczta Polska zmajstrowała.
Późnym popołudniem, przez nowego, młodego (strasznie, aż za bardzo młodego) listonosza dostałam polecony.
A w nim to:


Reklamacja uwzględniona!
Hanuś- rozliczymy się wg umowy, jak tylko dostanę pieniążki :)
Honor pocztowców uratowany.