.

.

niedziela, 28 czerwca 2015

Tupaia sola...;)

O kant tyłka rozbić wiedzę, ziółka...Taka "mądra", a ciągle coś.
Tak, ja.
Znów mnie jakaś infekcja dopadła. 
Dosłownie- powaliła w dwie godziny. Bezgorączkowo. 
Gardło i zatoki.
Dziś już lepiej, ale jestem wyssana.
Absorbery, jak co niedziela,  na wyjezdnym ze swoim ojcem.
Cisza.

A mnie znów...
A- tfu!
Ciągle to samo.
Nie będę wałkować.
Tak jakoś...nijako.
Samotność chyba doskwiera ;)

Dosyć.

Nie mogę odnaleźć zdjęcia gazonu pokrzywowego co się długo przy domu ostawał.
A wiosną, byłam rolling stonesem, bo toczyłam kamolce zza płota, ze skalniaka, który chciałam mieć pod płotem, ale przegrałam z tamtejszą populacją pokrzyw.
W międzyczasie odbyło się tu kopanie dżdżownic i to nie na haczyk tylko do swoistego rodzaju hodowlarek absorberowych.
Teraz, skalniak prezentuje się skromnie, ale sympatycznie.


Oczywiście muszę walczyć z pokusą zjadania kwiatków nasturcji, bo uwielbiam!
Dmuszek jajowaty (trawa), jeszcze nie kwitnie, za to moja ulubiona maciejka już tak i wieczorem zniewala zapachem. 
Dziś rozwinięta mimo godziny okołopołudniowej, bo pochmurno, a rankiem lało jak z cebra. 
Poza tym miejsce uświetnia też pomidor koktailowy od Mamy, bo już nie miałam gdzie posadzić. Wysiana trzykrotnie macierzanka nie wzeszła, co mnie wielce wpieniło, bo bardzo lubię.
Przesadzony spod rozbuchanej szałwii goździk może w przyszłym roku zakwitnie.

Póki co, na trawniku a' la kseroterma wysiał się taki piękniś:



Chwasty spokojnie wiodą swój żywot obok roślin pożądanych, pomijając małe wyjątki na grządkach.
Dzięki temu, znacznie wzbogaciła się ornitofauna. 
Zalatują makolągwy, szczygły maja trzy młode na jesionie, kopciuszki już drugi lęg, podobnie jak dymówki, tym razem w stajni.
Cieszę się.
A jak mi jeszcze kapturka pośpiewa nad głową to już w ogóle :)
(poniżej ona właśnie i jej trele)


Z innej beczki:
Pantera wrzuciła wczoraj na fb taki kfiatek i nawet dziś się szczerzę:


A ode mnie, dla tych właśnie, choć Jeden już dostał :


----------
Dzisiejszy wpis sponsorowały melodyjki pogłębiające nastrój alienacji ;)


środa, 24 czerwca 2015

Zjawisko optyczno- meteorologiczne, wykończone drzwi i jak mycie kibla może nabrać nowego wymiaru :)

Jak widać koparkowi nierówni sobie.
Jeden się uśmiecha, drugi o mało dziś mi łychą nie przywalił.
Oj tam, po prostu "myślał", że jedzie tylko jedno auto. To przede mną.
Tylko mi ta łycha wychynęła na ułamek przed szybę... Hamowanie by nic nie dało.
Mimo innego niż zwyczajne "myślenia" pana z koparki, miał on chociaż refleks.

Poza tym w Tupajowisku codzienność.
Wczoraj przyroda zaszczyciła nas widokiem pięknego podwójnego tęczyska


Absorbery się cieszyły, choć Młody ma swoje wyobrażenie.
Może nawet... bardziej intensywne i ekspresyjne :)




Obiecałam pokazać wykończoną dziurę na drzwi suwane o których już pisałam wcześniej 



Jestem zadowolona.
Łatwiej już migrować do pomieszczenia za ścianą, gdzie zlew, no i bliżej do akcji "łazienka", a potem pokój absorberowy.

Póki co, porządkuję, segreguję i znajduję czasem takie swoje stare maziaje.



A teraz coś z zupełnie innej beczki:
kulki do kibla.
Ale- nie byle jakie.
Do tego reklama.
Normalnie majty lecą z dupska...
Kto to wymyśla??? :) : )




niedziela, 21 czerwca 2015

Bardzo krótko: magia fb i humor absorberowski na dobranoc

Pamiętacie super kota MaJanka?
Gosianka pisała o nim i o jego adopcji, do której się przyczyniłam właśnie dzięki portalowi, udostępniając post Gosi.

Dziś też dobra wiadomość.
Piękna sunia w typie ON, polecana przez jaworski TOZ, znalazła dom u taty mojej kumpeli!
Także dzięki mojemu udostępnieniu:) 
Czasem, kiedy kto śledzi mój profil i udostępnienia, można się "zanudzić", bo gros info to udostępnienia psów, kotów, szukających domu lub zagubionych. 
Czasem wątpię czy to pomaga, ale przykład Janeczka i suni daje wiarę w celowość wklejania takich informacji na profilu.
Gdzieś na pewno czeka DOM i Człowiek!
Nie ma się co zastanawiać zatem- tylko puszczać info dalej.


Druga sprawa to ludzie, przez duże "l"; ci, którzy czytają... i adoptują.
Serce roście!

A na deser...:

- Nadko, jak to jest po angielsku : "Jak się masz?"
- ....:) :)
- How do you do...
- Hutu hutu!

Tutsi zamierają w oczekiwaniu....

piątek, 19 czerwca 2015

Niezłe jaja...

Hania przysłała mi jajka do podłożenia Perle.
Niestety, Poczta Polska, jak ostatnio wiele z "Polską" w nazwie daje rzyci.
Mimo opłaty za wzmożoną opieke nad przesyłką, dopiskiem "ostrożnie", przybyła do mnie jejecznica.


Ocalały 4 jajka.
Kureczki Hanine jakie są możecie popatrzeć obserwując Jej bloga (którego chyba większość z Was zna). 
Mam nadzieję, że coś się z nich wylęgnie. 
Perle położyłam zaraz koło skrzydeł; nie chciałam jej straszyć.
Nie mam doświadczenia jeszcze.
Mimo to, kiedy przyszłam po paru minutach zajrzeć, jajka już schowała pod siebie :)

Foto poglądowe wielkości amunicji kurzej.
Pierwsze z lewej jajo najmniejsze od moich. To oliwkowe jest pofarbowane treścią wylanych jaj i sianka.

Złożyłam reklamację na usługę.
Zobaczymy.
Raczej mało wierzę w pozytywne załatwienie.
Pewnie okaże się, że Hania powinna zakupić specjalne pudełko made in PP, albo jaja ugotować, to by się nie potłukły.

Inne jaja odbywają się na drodze  Paszowice- Wiadrów.
Remont, poszerzanie.
Przegląd różnych modeli koparek (Absorbery uhahane).
Droga nie jest zamknięta, obowiązuje tylko ograniczenie prędkości i zakaz wyprzedzania (jeden matoł próbował, ale go ostudziłam...). Panowie remontujący się meczą, bo muszą przerywać robotę i zjeżdżać by ustąpić nam kierowcom miejsca. My, kierowcy czekamy, co by jeszcze jedną łychę nabrał i wrzucił na wywrotkę.
Mimo wszystko - na razie- wszyscy są mili.
Jeden z panów nawet posyła mi niepokojąco miłe uśmiechy z kabiny, a ostatnio pomachał do mnie łyżką. Pustą całe szczęście.
Ot, takie małe iskierki w moim ostatnio lekko udręczonym przemyśliwaniami życiu :)

wtorek, 16 czerwca 2015

Argh!

Dostałam ci ja pismo z UG. 
Informację (było chyba wezwanie, ale paskowym korektorem zasłonięte mało zgrabnie).
Że zalegam za wodę i ścieki.
Tak, bo płacę po terminie. 
Tak, bo mam w wyznaczonym kasę na jedzenie. 
W sumie to powinnam zapłacić wszystkie rachunki z góry, prawda, a potem martwić się, że nie mam na bułę. Zawsze można walnąć w łeb Tito i Absorbery coś przekąszą.

Wkurwiam się, bo po raz kolejny wychodzę na debila.
Może powinnam się przyzwyczaić. 
Nazwisko zmienić.
Ale do rzeczy.

Pismo, nawet jak na mój średniorozwinięty mózg (moje IQ jest na pewno niższe niż Dody) i znajomość dokumentów księgowych jest rozbrajający.


Panie nie mają nrów fv, ja mam....Ale one mają nowy program.
Coś im też słabo podlicza (znów maziaje korektorowe), program zapewne.

Pani mi wytłumaczyła i wyszło, że mam odsetki do odsetek, bo jak nie w terminie to oni sobie to kompensują (trudne słowo), a potem podliczają odsetki do tego co musieli do mnie dołożyć, żeby im grało.

Pani bardzo się starała mi to wyjaśnić. Do końca nie jest to klarowne.
Kwota nie jest zabójcza (choć przeliczając na śniadanka przedszkolne  to mam ich na dwa dni z okładem dla dwójki Absorberów) więc stwierdziłam, że jednak ją zapłacę.

Idę do kasy, a tam pani z miną odlepiającego się od sałaty pomrowa pyta:
- Płaci pani?
Zaskoczona pytam
- No, jeśli nie muszę to nie zapłacę. Ale to jest chyba coś w rodzaju wezwania?
- Ale wie pani, kwota już się zmieniła, bo jest 16 sty a datowane na 1-go. Odsetki już się zwiększyły.
Nie wytrzymałam.
Noż kurwa, idzie człowiek uczciwie zapłacić, bo ma do zapłaty, a taka larwa, powołuje się na termin (pismo bez potwierdzenia, nie polecony list) i mi jeszcze o odsetkach pieprzy.
Pewnie ten, co ma więcej dupy sobie takim pismem nie zawraca,a  co najmniej tylko po to, żeby sobie nim właśnie rzeczoną dupę podetrzeć, a ja lezę, tracę czas i ... pieniądze.
Cóż.
Chyba jednak debilizm.

Powinnam pani  w kasie pokazać takie swoje oblicze, uchwycone telefonem.
Może by jej rura zmiękła ;)


niedziela, 14 czerwca 2015

Kwoczenie zarazą jest...

Perła kwoczy.
To już wiecie.
Jajka już pogryzdałam flamastrem, bo inne kuleżanki wysrywają z siebie i dokładają jak mamuśki nie ma. 
A że nie wszystkie się terrorowi Tito poddają więc byłyby to wysiedziane zbuki nic więcej.
Co nie oznaczone- wyląduje w lodówce.

W ogóle towarzystwo kurzęce nie niesie się ostatnio za dobrze.
A to upał, a to burza. Ciągle cóś. 
Złej baletnicy...wiadomo;)
I tak 3 do 5 w porywach (jak przyczaję się i zabiorę kolejnym chętnym).

Matka nie może być gorsza od córeczki.
Oleczka kochana.
Zasiadła na jajkach, kiedy Perła poszła się przebiec (dokładnie!) i coś przekąsić.
Nie wiem, a może chciała córze pokazać jak to się robi profesjonalnie?


Olka z córką

Profesjonalizm wypisany na dziobie 
Niekoszenie w pewnych miejscach, które podejrzewałam o dosianie "chwastów" zaowocowało...makami.
Prócz tych, które teraz tłumnie znaczą krwią łany rzepaku i zbóż, złapane w wazon...

Najdłużej trzymają się przy uchylonym oknie
...mam też swoje :)


Wszystko odetchnęło po wczorajszej burzy i litrach wody.
Trawnik się odradza.


A po zimie wyglądał.. jakby nie wyglądał


Cudowna moc odradzania się roślin i...cudowna moc ogrodzenia!

A Tupaja, cóż.
Dziś dzień pożerania resztek.
Makaron z wczoraj (baaardzo lubię), z czosnkiem i świeżym tymiankiem, kalafior z wody i jajo od koleżanek, w papryce (Ktoś mi polecał- dobre! :)).


Niechcący reklamuje się piwo, które jest ostatnio LURĄ przez duże L.
A chodziło o koktail ztruskawkowy z mniodkiem pszczelim z Poischwitz



wtorek, 9 czerwca 2015

Osobowość kury

Deszcz od wczoraj wieczora namacza wszystko wkoło- i BARDZO DOBDZIE, jak to mawia Absorberka, bo sucho już było jak pieprz i wody w piwnicy zero.
Z racji gąbczastości i śliskości podłoża, wypad na pola nie wchodzi w rachubę, wryć się w błoto na grządkach też nie mam ochoty.
Herbata zalana (śpiewa), a w kurniku...
Perła chyba za kwoczenie się bierze.

Perła

Perła w stadzie
Wczoraj, koło siedemnastej zauważyłam, że Perła siedzi na gnieździe. 
To zbyt późna pora na składanie jajek (moje niosą się do godzin wczesno -popołudniowych). 
Zaczęłam podejrzewać ją o to, że zasiadła.
Nie wiem czy Tito dał radę (czasem kura mocno przysiadała i wydawało się, że karakan miał możliwość strzelić do celu) czy tylko po mamusi Olusi ma instynkt kwoczenia.
Zobaczymy.
Póki co postanowiłam przenieść ja do kurnika. Powinna mieć spokój, ale pozostałe pomieszczenia są niestety mało szczelne i nie chciałabym, aby podzieliła los Piotrusia .

Pierwsza zmiana w zachowaniu dała się zauważyć, kiedy sięgnęłam ręką do niej. Podniosła skrzydła i chciała mnie dziobnąć. Wyraźnie broniła jaj. 
Najciekawsze jednak stało się, kiedy wraz ze skrzynką przenosiłam ją do kurnika.
Oczywiście nie wytrzymała napięcia i zeskoczyła.
Z wrzaskiem, ale takim całkiem innym niż gdy się kury czegoś przestraszą, innym jak przy obwieszczaniu całej okolicy, że właśnie wydały z siebie jajo.
Perła była sfrustrowana, bo odbierałam jej (w jej ocenie) jaja, może przyszłe dzieci!

Długo chodziła, gdacząc głośno. Zainteresowane tym kury odpowiadały jej z zakątków wybiegu.
Jednak najciekawsze stało się w momencie, kiedy Perła stała, a podeszłą do niej Olka. Chyba z paręnaście sekund patrzyły sobie w oczy. 
Potem młoda kwoczka położyła się w miejscu, gdzie kurowskie się tarzają, a reszta kur i Tito... stały cicho koło niej.


Olka z dziećmi, 2014 r. Na grzbiecie- Perła i Pepita

Olka z dziećmi, 2014 rok, obdziubuje kosiarkę z trawy

Piękny, ale brutalny Bruno; ojciec kurczaków Oli; 2014 r.


Nie będę tu wypisywała glorii na temat zwierząt, bo większość z was sama je obserwuje i wie, że to nie maszynki mięsa, jajek czy mleka.
Jedni to widzą- i nie uważają za nic dziwnego. Ot, takie zwierzęta są, ale nie zmienia to faktu, że się je zabija i zjada. 
Niektórym takie informacje nie pozwalają jeść zwierząt.
Dla innych z kolei są niewygodne, bo wreszcie trzeba wziąć to pod uwagę w kształtowaniu warunków bytowych zwierząt hodowlanych.

Rozwój badań nad behawiorem zwierząt daje nam obraz psychiki zwierząt, ich inteligencji i obala mity kartezjuszowe. 
Co potrafią kury?
Ano, całkiem sporo:
- rozróżniają liczby od 1 do 5
- potrafi rozróżnić do 100 swoich towarzyszek
- gdaczą na około 30 różnych sposobów, w zależności od przekazywanej treści
- pamięć kur dotyczy często takich zagadnień jak kto komu jaki kąsek smaczny podrzucił
- kojarzą związki przyczynowo- skutkowe
- w jednym z eksperymentów ptaki chore otrzymywały dwie karmy, w tym jedną ze środkiem przeciwbólowym. Oczywiście po pewnym czasie korzystały już tylko z drugiego typu karmy
- kury pojmują także dość złożone koncepcje. W jednym z eksperymentów udowodniono, że mogą "przewidywać przyszłość i demonstrować samokontrolę". Ptak miał dziobnąć guzik i otrzymać nagrodę natychmiast lub poczekać 22 sekundy i dostać zwiększoną porcję. W 90% wypadkach kury potrafiły powstrzymać się i zaczekać na nagrodę. 
- kury uczą się też od innych na zasadzie obserwacji oraz przekazują wiedzę swoim dzieciom


Olka asystuje przy przekładaniu fotelików samochodowych

Nie trzeba też chyba pisać, że każda kura to odrębny osobnik. 
Każda ma inną osobowość. 

Im więcej przebywa się ze zwierzętami, obserwuje je, a ma się do tego pewną wrażliwość, tym bardziej czuje się odpowiedzialnym za to "oswojone" życie. 
To znów nastręcza "kłopotów"...

Nie zjem swoich kur i tym samym pozostanę goopolem.
Oczywiście mając takie małe stadko jeszcze mogę sobie pozwolić na utrzymywanie ich do śmierci naturalnej, mimo spadku nieśności, ale w przypadku większej ilości byłoby to samobójstwo.




Pisząc o mądrości kurzej korzystałam także z:

piątek, 5 czerwca 2015

Tupai przemyślenia okulistyczno- optyczne i co robi Tito

Oczywiście, tak się wczoraj afiszowałam z tym lenistwem, tym leżeniem tyłkiem do góry, że aż...wytrzymałam dwie godziny...
Tu się coś, niekoniecznie miłego, rozpleniło i trzeba zakasać rękawy, tudzież się rozebrać bardziej (ciągnąc, szarpiąc jakoś tak dziwnie człowiek się upocić może...) , wdziać odzież ochronną na kończyny górne, bo kwas mrówkowy w pokrzywie zdrowym jest, oj tak, ale wszystko w nadmiarze jakoś tak bokiem wychodzi.

Wyszłam sobie na pola z gadziną większą, bacząc, co by znów nie napatoczyć się na jaką strażniczkę ulową (za uchem bania wielkości śliwki). 
Ubrałam sobie okulary przeciwsłoneczne, których to głównie używam do zatrzymywania włosia opadającego mi na oczy, gdy nie związane w nieśmiertelny kucyk mam.
No i zaczęło się.
Albo są uszkodzone (co jest bardzo możliwe, bo leżały długo w schowku samochodowym), po drugie- na pewno są rodem z Chin. Cóż z nimi? A może ze mną?
Otóż, kiedy przez nie patrzę, mam poczucie swoistego zakrzywienia czasoprzestrzeni. 
Idę i mam wrażenie, że nóżki zapadają mi się niżej niż podłoże (może znów łapię doła???), potykam się często i nie czuję pewnie.
Pierdzielę.
Dołować się nie zamierzam, z powrotem okulary na włosy. Trudno, może niektórym nie jest dane skrywać swych duszy zwierciadeł....

Halszka z Bukowego Lasu pyta co u Tito.
Ano- imię zobowiązuje i koleżka zaczyna gwiazdorzyć. 
Absorberkę już wystraszył wskakując jej na plecy.
Do mnie się zabierał parę razy. 
Ostatnio wyraźnie rzucał mi wyzwanie, które podjęłam i dostał lanie witką śliwkową.
Z bezpiecznej odległości zapiał na mnie w czym nie pozostałam mu dłużna i rzuciłam odpowiednią okolicznościową wiązankę z rosołem w tle.

Kurczaczaków jednak chyba z jego deptania kur nie będzie, bo wszystko, ekhmmm... spływa po piórach.





czwartek, 4 czerwca 2015

Lenistwo wymuszone i takowa apiterapia.

Nie poprzez wzgląd na święto, bo nie uczestniczę ani duchem, ani ciałem, a poprzez trywialne resztki glutów w zatokach nic dziś nie będę robiła. 

No, może nie tak dokładnie...



Ale- koszenie odpada, plewienie - odpada.
Poczytam, do końca pierwszy tom (po raz drugi w życiu) " Raz do roku w Skiroławkach ".
Absorberostwo na wyjezdnym.
Spacer odbyty, z akompaniamentem furkotania chusteczki do nosa, ale i śpiewu skowronków, w łęgu- wilg i kukułek...

Na polach kwitnie peluszka 

W wilgotniejszych siedliskach moje ulubione rdesty wężowniki (od Mamy jednego wsadziłam na moje zabagnione podwórko)

Olsik

Canisy na popoju

Dziki dziki bez czarny, kalina koralowa

Róża, dzika ;)

Nic tylko się puścić biegiem...
zbiorowisko z pokrzywą i żywokostem lekarskim :)

Facelia, bardzo miododajna
No właśnie, już blisko domu, zaliczyłam przymusową apiterapię.
Fotografując facelię, obok pasieki kolegi P. zostałam zaatakowana przez jakąś nawiedzoną strażniczkę mienia kwiatkowego. 
Dziabnęła mnie za uchem prawym.
Wracając do domu, miałam wrażenie, że ucho owe klapie mi przy każdym stąpnięciu jak osłu jakiemu tudzież baranowi francuskiemu.
Kto nie wie któż to - niech sobie popatrzy :)

źródło: krole.pl