.

.

niedziela, 30 listopada 2014

Chroniczne 15 na plusie.

Tak. 
Tryb oszczędnościowy włączony na maksa.
Grzejemy jak Absorbery wracają z przedszkola. 
Pochłoną jaką parówę, dołożę sweterek na małe plecki, do papuci już się przyzwyczaiły i idę dopiero nawrzucać kociołowi, podniecić ogień i z dymem się puścić.

Dni z temperaturą na plusie odleciały w siną dal.
Malusio, bo tylko minus pięć.
Ale wystarczy.

W pokojach- naszym i suchej kuchni- po piętnaście bez grzania. W zimnym "różowym"- całe 10.
Nie jest to ziąb straszny - piszę o 15 nie 10- i tylko, gdy się siedzi bezczynnie, łapy dolne marzną. 
A tak- jaki wsiok siedzi i nic nie robi?

Dajmy na to wczoraj zapewne stanowiłam zabawny element krajobrazu paszowickiego dla przejeżdżających.
Musiałam pożyczyć dobra siekierę.
5 domów dalej.

Niosłam ją sobie przez wieś, przerzuciwszy przez ramię.
Taki mniej ponury Kosiarz....

Potem dałam czadu, bo nosiłam po dwie kostki słomy. 
Też wzdłuż ulicy. Tylko 3 domy dalej...
Dziś mam wrażenie, że mi krowa na plecach siedzi...:)
Oj, przydałby się masażyk, oj przydał...

Wczoraj, w ramach wigilii Andrzeja i wspominek jak to byłam kiedyś piękna i młoda, chlusnęłam sobie woskiem.
Co wyszło?
Klucz jak się patrzy, domowy, zacny 


ale wosk- nie wosk, tylko świeczki roztopione, a ja nie powinnam sobie już wróżyć i może dlatego...


Wyszła czarownica! Z cycem jak się patrzy.
Z interpretacją- tak sobie.. 
Do babek mnie nie ciągnie, bom cholernie hetero...
Jakieś wnioski?

Dziś przez wiatr obrzydliwie zimny, zgarnęłam psy na Bazaltową, bo w lesie mniej dokuczliwe zimno.
Runo w lasach przeorane przez dziki. 
U mnie w domu, a raczej na trawniku, a raczej na tym co z niego zostało też ślady buchtowania...
Olki i spółki.



Każdy ma takie buchtowisko na jakie sobie zasłużył.

Także i korytarze migracyjne.
Mam.
Mięciusie, podgrzewane.
Otulina na alupexie od grzejników.
A myszeczki i ryjówy pomykają jak szalone. Te ostatnie w dzień, nie certoląc się, że ktoś  może je dojrzeć.

Słonina wywieszona.
Pod wiatą, w kupie chrustu kręcił się jeż. 
Brat mój go widział.
Już wiem, kto pożerał jajko od jednej z kur, której niesienie w kurniku nie pasuje. 
Musi być hardkor, w dołku, za starymi dechami.




wtorek, 25 listopada 2014

Baba - wypluwka i koń w Tupajowisku

Zasilaczyk się popsuł...temu lapku...
No i nie miałam jak napisać.
Dziś prawie nie napisałabym, bo się mi czopkowo zrobiło. 
Ale, co nie zabije to wzmocni, a idioci mają może trochę szczęścia, idiotki też, zwłaszcza te z motyką się na życie porywające, bezmyślne, popełniające błędy za które same nie płacą; baby bez głowy- nota bene może powinnam służyć za nowe wcielenie jakiegoś ducha, demona ziem paszowickich? Kto wie...
Na dodatek jakieś durne uparte to to i mżonkami jakimiś żyje, niedostosowane, normalnie wypluwka taka jakaś włochata. 

Wypluwki puchacza (cepl.sggw.pl)
Zjeść swoich kogutków nie chce, chce je wymienić na kurki, albo sprzedać. Durne to to...

Pojechała po pszenicę- przywiozła konia.
Chabetę taką, stała w stodole.
Brudna nieco, upstrzona słomą.
Kopyta twarde, dobre, oko trochę z bielmem, wada zgryzu...
Będzie dla Absorberów.

Pokochały od razu.
Wcześniej otarta z kurzu, odkurzaczem wystraszona, wyczesany ogon, grzywa...a właściwie jej szczątki. 

Absorber dosiada, bo Młoda za mała i się boi.
Młody nie uznaje ogłowia. Woli natural, a ja się nie boczę. Też bym wolała.

Czego bym nie wolała.
Ale moje marzenia to dupa blada i najlepiej jakbym je do tej dupy schowała.
Częściowo racja.
Sama muszę sobie zarobić na szczęście.
Na razie to niemożliwe, albo opcja druga- możliwe tylko baba dupa.

A konik poniżej:






Cóż poza tym, ładne koguty u kolegi rolnika widziałam


Kicia pomieszkuje w kurniku. Gada z myszami.


A ostatnio w pudle nieopodal "kocioła"


I tylko czasem lepiej mi się robi.
Zieleń działa kojąco....
;)

piątek, 14 listopada 2014

Baba... fasolowa?

Miałam- i nie tylko ja- zajęcie, które to kiedyś przypadało osobom starszym. 
Dziadkom, babciom, co by "zapracowali sobie" na chleb, bo do pługa już nie zaprzęgniesz, do lasu do drzew rąbania też, a wyłuskać groch czy fasolę może, a jakże.
Nie umęczy się przy tym aż tak, a robota będzie zrobiona.
Do gara będzie co włożyć, a i dziadek czy babka też korzystać ze strawy będą więc jasne jak... Szagma.

Absorbery nie starcy, ale łuskają

Mój Jaś....

Lubię łuskać Jaśka.
He he he...

Taki milusi w dotyku, w sumie cud taki, bo przecież z jednego nasionka wielka wijąca bestia powstaje z kilkunastoma strąkami, z dwoma nasionami co najmniej.

Dłubiąc tak w strąkach, patrząc na piętrzące się w kubełku odpadki, wspomniałam sobie o strączynach, potem o grochowinach, a stąd już blisko do baby grochowej.

Ostatnio na wierzchu leży "Bestiariusz słowiański", o którym już pisałam kiedyś więc jestem na bieżąco.
Baby grochowe, istoty demoniczne, odziane są w wysuszone pędy grochowin, a we włosach mają poutykane łubinowe badyle. Mieszkały w łanach łubinu, peluszki czy grochu. 
Nie były milusie, bo prześladowały śpiących żniwiarzy dusząc i podgryzając. Na dodatek baby grochowe często interesowały się niepilnowanymi dziećmi, które mogły porwać i zjeść.

Baby jagodowe z kolei, to demony leśne, związane jak sama nazwa wskazuje z jagodziskami. Groźne dla dzieci samotnie włóczących się po lasach. Za strój służyły im suknie z leśnych roślin, czasem we włosach miały wplecione zielsko. Zapewne wyglądały dość nieporządnie i nie budziły zaufania... Nota bene...mamy współcześnie chyba inne demony leśne, a raczej te bytujące na parkingach leśnych baby...paszczakowe.

Były też baby wodne - takie strasznie już przeterminowane rusałki. Podobno jak ich młodsze koleżanki pląsały nago w świetle księżyca, co było zapewne widokiem niezapomnianym.. 
Podobno były to dusze kobiet, które zginęły tragicznie lub najzwyczajniej w świecie- zachlały się na śmierć. 

Skąd w ogóle baba ?
W znaczeniu  słownika demonologii słowiańskiej to prasłowiański demon domowy lub ludowe określenie stracha, którego wizją najczęściej straszono dzieci.
Magiczne znaczenie stworzeń zaliczanych do bab i ich podobieństwo do starych kobiet wynikało z prostej przyczyny. Dawniej stare kobiety zdarzały się rzadko. Powiedzmy sobie szczerze, że głównie porody miały tutaj wpływ na ilość wiosen, jakie mogła sobie kobieta wywalczyć od Losu. 
Stara kobieta budziła z jednej strony szacunek, ale i lęk co zapewne miało wpływ na to, że wielu magicznym i demonicznym istotom nadawano postać starej kobiety. 
Oczywiście pomarszczonej i brzydkiej, jakby każda z kobitek na starość miała sobie zasłużyć na taki eksterier, kurdelebele....

niedziela, 9 listopada 2014

Nebel

Nebel tu, Nebel tam.
A jak mawiała moja psorka od niemieckiego na studiach- tylko półmgła, bo bez rodzajnika.

Tupaja we mgle.
Garip swoje.
Ruda swoje.
Ma babsko siły co by kopać za myszuchami w polu. 
Dziś wracaliśmy po nią z Garipem, bo odeszłam całkiem daleko, a ta dalej ryła. 
Nie wkurzałam się. 
Jakaś taka dziś jestem wyciszona. 
A może stępiała?
Nawet rąbanie rozpałki mnie nie rozruszało. 
2 taczki.

Ale, wróćmy do mglistego łażenia.




I Nebel rammsteinowski.
Raczej nie o mgle.
Aaa...takie tam...


piątek, 7 listopada 2014

Połówka na głowę

Niedługo cieszyliśmy się zdrowiem.
Ten Mały od słowa "czemuuu?" znów walczy z infekcją. 
Dziś zległ przed czasem, utulony, z 38 stopniami z małym hakiem. 
Oby nie było to nic groźnego, bo już mnie to trochę jak babę z dowcipu zaczyna wqrwiać.

Za oknem nastała aura sprzyjająca łóżkomanii. 
W zależności od przychylności Losu- otrzymamy tors męski z dodatkami, książkę i wino lub gorączkę i gluta. Wersje mogą być różne, z glutowatym torsem włącznie.

Mgliście. 
Nastrojonam nostalgicznie. 
Klucz gęsi mignął za oknem w niebezpiecznie niskiej wysokości.
Dobrze, że drzewa rzadkie i niewysokie w pobliżu...

Wczoraj miałam z Tatą robótkę.
Taką maniunią.
Taką co ją niektórzy z palcem w nosie potrafią, szybciorem, w mig, w sekundę i w ogóle raz-raz wykonać, hrehre... :) 
Nam to zajęło godzinkę. Aż!
Połówka na głowę.
Cóż. Każdy ma taką połówkę na jaka sobie zasłużył, hehe.
Węgielek.
Tonka. 
Tonusia malusia ;)
Ja tam jestem zadowolona.
A co sobie przy tym upuściłam "nerw" i frustracji seksualnej to już moje ! :)

Na troszkę starczy.
Wągiel spiryciały, ze "złotem głupców", trochę zasiarczony w związku z tym. 
Mam nadzieję, że mi kotła nie zeżre ;)


Resztki i pies węglarza. Jakby zostało na dni parę, Garip by na nim spał, jak zwykle..;)








niedziela, 2 listopada 2014

Zaduszkowato i ta Olka...


Wspominam, wspominam...
Bardziej wieczorem niż za dnia, bo..Absorbery.
Wspominam Ludzi, wspominam Psy, Chomiki, Myszka i szczurzycę Majkę.
Ech...

Piękny początek listopada.
17 stopni.
Słonecznie.
Ale, od Krainy Kartofla idzie zimne i mokre.
A przynajmniej mgliste.
Podobno...

Tydzień cały naprawiano kotłownię w Zespole Szkół, do którego należy absorberowe przedszkole, także miałam je na okrągło, bez przerwy na ciepłą kawę niemal.
Od jutra małe szczęścia w postaci czasu wolnego od słodkich wytworów mojego i nie tylko organizmu :)
Z resztą one też się cieszą, bo lubią przedszkole.

Kocham Olkę.
Normalnie przytuliłabym jak dwulatek chomika!
Nie wiem skąd wie kiedy mam wyjść z domu na podwórko, ale kiedy wystawię tylko nos lub stopę, już ją słyszę. 
Rozgadana, szybka (zadziera kiecę z piór i leci, a za nią reszta), potem to już tylko łazi, zagląda w oczy, jakby mogła to by łepek do kieszeni włożyła. 
Daje się głaskać choć bez wielkiej przesady.

Dziś jednak jej ciekawość i towarzyskość mnie zaskoczyła.
Nie wiem czy chciała dokładniej słyszeć jakie  wiązanki słów lecą przy montowaniu fotelików absorberowych, ale wlazła do bagażnika Foxiunia i chwilę w nim siedziała.
I weź tu zjedz taką, albo w łeb odrąb, bo już nie niesie...Eeeeee....!
Kochana Ola :)