.

.

piątek, 31 października 2014

Sezon wędzenia w toku

Wszystko w dymie.
Absorbery, Tupaja, psy, koty i kury.
Wędzenie konserwuje :)

Przesiąknięte zapachem palonych liści, traw i pokrzyw.
Jesienne słonko zagląda w oczy, marszczy nosy, dym wyciska łzy, zatyka.

Dni coraz krótsze.
Dzisiejszy ładny, słoneczny, pełen energii, roboczy. Pełny.

Płonie ognisko....

Pilnowacz

Nowe drzwi do kurnika, ocieplane. Made in Dziadek

Absorberka, jaja i Olka

Ola się gapi

My gapimy się na Olę

... niestrudzenie....by Absorber

Rosną....
Nie palę wszystkich liści jesienią.
Zostawiam.
Niech mają gdzie zimować zwierzęta różnej maści, różnej ilości odnóży.
Zimują też patogeny, wiem.
Dla najgorszych patogenów- w moich liściach i tak miejsca za mało ;)


Posiłek regeneracyjny

poniedziałek, 27 października 2014

Co ta Tupaja plecie...

Miały Absorbery robić, robiła matka.
Przedszkolny konkurs na "Jesienny Bukiet"- rzutem na taśmę- miało być dziś, poczekają na nas do jutra.

Po przesadzeniu bukszpanu koło trawki w miejscu byłego gazonu pokrzywowego, nota bene jak zwykle z asystą, zajrzałam do posadzonej wierzby pokręconej, co ją wkopałam, bo jej korzenie puściły w dzbanku.
Rośnie, z resztą woda wypompowana z piwnicy więc co ma nie rosnąć- mokro ma, że ho ho...
A tak było jak sadziłam:

Paaatrzcie, co ooonaaa tu posaaadziłaaaa, to sie nadaaaje do jedzeniaaa?
Po bukszpanieniu, polazłam pozbierać czegoś na te bukiety konkursowe.
Padło znów na pokręconą (mateczne drzewo), hortensje, ,miechunki, liście z...bukietu od X. (ha! zachowałam czerwone liście!), dodałam strąki Jasia, bukszpan dla szpanu, Absorberce szałwię i tarammm!
Sztuka florystyczna, normalnie...
Loty przyziemne, ale co tam.



Wszyscy padną jak obaczą.
Mi opadły ręce na chwilę jak zobaczyłam pobojowisko...
No ale to ja narozrabiałam więc ja musiałam posprzątać.
"Łóz" strażacki zagrzebany nawet....


A mnie coś na wyplatanki wzięło...
Chyba przez to, że nie mam co z rękami zrobić...;)

Wianek na święta nadchodzące lub listopadowe wspominki...


Tupajowy łapacz snów, albo suszara drogówki :)


Wierzcie mi, fajnie mi się plotło...
Może powinnam...Hmmm...
Wszak chłop co mnie łechce tu i tam jak się na niego gapię i go słucham (przepraszam...jest jeszcze Jeden, ale nie taki medialny :))), też kiedyś wyplatał koszyki z wikliny ....


t u t a j jak kto nie wypatrzył na boku- książki do rozdania, na wymianę na bajki ...

niedziela, 26 października 2014

Torba borba usme smake...

Dziś mam doła PMSowego, nieutulone pragnienia, nierozmasowany kark, za mało czasu jakoś dla siebie (Absorbery wracają za dwie godziny już), spacerek za krótki, Ktoś tam sobie daleko, Foxiuniu chory...Cieknie mu, ale "nie wiadomoco"...
Pomocny diagnozował via telefon; od pierdułki po pompę...
"Nie martw się..."
Martwie się.

Jutro powita mnie pan O. mechanik i pewnie powie, że wszystko da się zrobić, a na moje- ale kasy nie na wszystko- odpowie spokojnie- wiem, gdzie mieszka...mam niedaleko...
Nie, nie, pan mechanik jest fajny i bać się go nie muszę raczej, ale...już mam wizje czarne ile to pociagnie węża po kieszeni, tfu!

W ogródku się nie napracowałam.
Zakupy w trzech sklepach, po każdym wyjściu zaglądałam pod auto ile nakapało i czego. Raz wzbudziłam lekkie zainteresowanie, bo się nie certolę, tyłek wył do księżyca, a ja zaglądam, gdzie cieknie...

Hany co o swoich perwersjach pisze poczytałam i się trochę uspokoiłam, bo i ja mam swoje, ale... przypomniało mi się o zaczętym wątku torebusiowym, o mojej torebusi na rysunku Hany, co mnie w towarzystwie nicponi różnych uwieczniła.

Mnemo  pokazała swoją kolekcję.
Moja jest marnym paproszkiem w porównaniu, ale coś tam mam, żeby nie było...


Na dole ulubiona, aktualna.

Musowe pisadełka
A poniżej coś, co może być początkiem do konkursu "Co kura w torbie nosiła...".
Torba ma być jedna, wypatroszona, nie dokładamy żadnych treści, nie ujmujemy.
Ja rozumiem, że w ramach perwersji któraś z Kur może dodać jakiś psotny przedmiot, ale...No, chyba, że to u niej norma, to walcie w grzędę, spoko!
Niestety  w mojej zabrakło kluczy- do domu i auta, bo te noszę po kieszeniach.

A więc- tarammm!
Pokot z torebusi- poniżej.
Śmiejcie się lub płaczcie nad moją radosną tfurczością...:)



niedziela, 19 października 2014

Goopota tupajowa, ryjówki i to co zawsze (prawie) co niedzielę

Ano goopia.
Choć może aż tak bardzo się nie wyłamuje, bo ostatnio to Hana z Pastelowego też o tym pisała, ale...nie żebym Hanę do wora jednego ze mną wrzucała, o nie!
A jednak, jak sobie pomyślę, że taki goopi babol jak ja, zamiast na czas nieobecności Absorberów, porobić sobie coś dla ciała, poczytać...to nie.
Wryje się to to w ziemię i ciągnie ten perz, bogu ducha winny.
Ten wrzeszczy, ślimole powplątywane nierzadko dzielą się na części (fuj...), wszędzie unosi się zapach ziemi, wiatr porywa słowa niecenzuralne, bo czasem Tupaja zawyje, bo nie ma siły.
Łapki już mocniejsze, od sierpowych, od kopania, ale jeszcze nie tak. I zamiast szpadlem, a potem amerykanami naparzać z ręki, to po czasie jakimś, zmęczeniem członków spowodowanym, przenosi siłę na krzyż. I wali z tego krzyża. 
A potem się dziwi, że ja boli.
A nie ma kto wymasować, oj nie ma.. (na razie...).

Miałam nie robić, ale kiedy zasuwałam z taczka tego co Kurowscy narobili przez tydzień i zobaczyłam, że nastąpiło tajemnicze zniknięciem moich grządek to mnie krew jasna zalała i powiedziałam, że wrócę.
I wróciłam.
Póki co, udało mi się odbić perzowi truskawki i zagon spod pomidorów.
Od razu co nie pod rośliną, zakryłam słomą.
W przyszła wiosenną grządkę wrzuciłam kurzak i starałam się przekopać...
Starałam się, bo już mnie ręce piekły i wiem, że przedobrzyć z kopaniem nie mogę, bo się jutro nie ruszę, a Absorbery muszą mieć mamę.

Dokumentacji foto nie posiadam, niestety.
Musicie mi wierzyć na słowo.

Za to mam dokumentację, choć lichą (noc, komórczak) tego co mi ostatnio spać nie daje.
Ryjówki.
Pożyteczne, śliczniaste, po prostu słodziaki.
No, ale nie o 2 i 3 w nocy, kiedy łapią się do żywołapek...
Zaraz potem trzeba iść i je wypuścić, bo szybko by umarły. Szybka przemiana materii sprawia, że muszą ciągle wcinać.  Owadożerne przystojniaczki, pod ochroną.
No więc sprawdzam co siedzie w łapce.
Łup do słoika.




I już wiem, że muszę wyjść i wystawić za drzwi.
Po godzinie druga.
Ciekawe czy to ta sama :)

Dzień piękny więc było wietrzenie. Okolica zmienia się z każdym tygodniem lub dniem nawet...

Taki tam, landszafcik z Rudą i Poischwitz w tle

Takie tam oziminy

Takie tam Bazaltowa i Rataj

Jedzą, piją, tylko lulek nie palą....

A wieczorem...
Coś nowego.
Pasteryzowane ciemne. Browar Witnica. 
Piwo "Celtyckie".
Co ciekawe- wpisane na listę produktów tradycyjnych.
Do kupienia w Lidlu (Lidl nic mi nie płaci, browar też nie więc spoko).
Piwo ciekawe, lekko słodkawe, ale nie ulepkowate, nie porter. 
Smaczne.

W butelce jeszcze

Przelane, jak pepsi :)
W tle obrazek Absorbera: mapa, żeby mam wiedziała jak wrócić po dzieci do przedszkola...


P.S.
W trakcie pisania, znów pułapka się zapełniła.
Tym razem mysz polna :)


Wyniosłam na podwórko.
O mało jej kury nie zadziobały....;) 

czwartek, 16 października 2014

O książeczce z wilkiem i co Tupaja o tym myśli

Kupiłam dla zasady.
W celach edukacyjnych.

Osobiście uważam, że mądre podejście pozwoli dobrze zapoznać dzieci z tematem i uwrażliwić.
Nie na temat babć i wnuczek, ale na temat wilków...

"Czerwonego Kapturka" jeszcze Absorberom nie serwowałam, a jeśli już to chyba nie przejdzie mi przez gardło klasyczna wersja tylko ją okraszę swoim morałem lub zmodyfikuję.

Można rozumieć tradycję.
Straszny wilk i te sprawy.
Niestety... nie wpisuje się w kanon i dzieci swoich nie będę karmić takimi historiami.
Wilk to zwierzę piękne, rzadkie, tajemnicze, ciekawe.
Tu, w klasyce gnojem może być gajowy, nie wilk i to pewnie w mojej wersji będzie grał rolę chłopca do bicia.

"Siedem koźlątek i wilk"

Wyd. EM. Ilustracje: M.D. Stolarczykowie

Generalnie chodzi o to, że wychodzi matka-koza z domu i zostawia młode same. Przykazuje im przy okazji, co by nikogo nie wpuszczały podczas jej nieobecności, a jak już to przez drzwi uchylone, gość ma pokazać , że jest kozą ukazując swą raciczkę.

Oczywiście koźlątka, jak to dzieci nie słuchają matki, co ma się zemścić.
Całkiem niebawem, oczywiście.

Przychodzi wilk i próbuje podebrać dzieciaki. 
Pierwszym razem się nie udaje, ale za drugim, obsypuje sobie łapy mąką i kózki dają się złapać. 
Wpuszczają wilka, ten pożera większość z nich, zostaje jedno, które ukryło się w szafce zegara...

Wilk - niemal jak ludzki myśliwy- kaprawe od etanolu oczka i uśmiech głupawy- pełen antropomorfizm...

Matka koza się wpieniła, odnalazła wilka i -śpiącemu- rozcięła brzuch skąd wyciągnęła swoje dzieci, nawrzucała wilkowi kamieni do środka i zaszyła nitką.

Matka wariatka

Wilk obudził się z brzuchem pełnym kamieni, a ponieważ poczuł pragnienie- pobiegł nad strumyk, żeby się napić. Pochylił się nad nim, a kamienie pociągnęły go na dno.

Ja wiem, że mamy tradycję.
Jest nawet takie imię...
Ale, na rany jeża, skoro jest obecnie poprawność, co by nie czytać "Murzynka Bambo", może i by skonfrontować rzeczywistość- w tym smutny los wilka czy innych zagrożonych, przez bestie zwaną człowiekiem gatunków z aktualiami?

WWF, prócz praktyk teledetekcji (których nie popieram), ma program wspierania pasterzy owiec, które padają ofiarami wilków - przekazują owczarki do ochrony przed wilkami, fladry, uświadamiają możliwość koegzystencji z drapieżnikami, których jest coraz mniej.(co robi dla wilków WWF macie tu ).

W krajach, tak czasem chętnie nazywanych mniej cywilizowanymi, jak np. Turcja, przodkowie Garipa pilnują stad owiec w Anatolii...i jest to normalne.
U nas najlepiej wytłuc wszystkie drapieżniki, bo dupy na hale się nie chce ruszyć, a o psach też ciężko pomyśleć, przyuczyć, wcześniej kupić.
A to nie takie trudne. Tylko trzeba chcieć.




niedziela, 12 października 2014

Ku pamięci gazonu pokrzywowego

Glut się ciągnie gęsty.
Niestety.
Wzięło nas. I trzyma.
Mnie dodatkowo jeszcze coś tam...ale...;)

Dajcie spokój...
Charczenie wieczorne, nocne i poranne.
Jakby jaki zwierz ranny dogorywał.

Trzyma i trzyma, na dodatek inne gluty z nosa Absorberów zwieszają się od środy.
Chyba zdążyły wymienić się z jakimiś innymi dziećmi z przedszkola.
Mają odruch bezwarunkowy ocierania nosków w rękawy.
Chyba im guziki podoszywam....;)

Dziś, korzystaliśmy z dobrodziejstwa PZJ - nie, nie bandy sfrustrowanych impotentów z fuzją w ramach przedłużenia fiuta (już w formie zdolnej do użytku) , zwanych potocznie myśliwymi (Polski Związek strzelania do Jeleni), ani też związku jeździeckiego, w którym też ponoć różne dziwne rzeczy się dzieją, a polskiej złotej jesieni. 
Cieplusio, Tupaja rozebrana nawet trochę, bo się wzięła za robotę.
Przy niedzieli, oczywiście.

Kurom, jak zwykle wygarnęłam kupy, a potem pozbawiam się gazonu pokrzywowego.
Piękny był, ale cóż.
Połać nieduża, ale rośliny dają do wiwatu, bo poprzerastana ziemia korzeniami, że hej. 
W końcu rosły tam od... początków.

Od czasu, kiedy Brunon udał się na banicję, dziewczyny, kiedy tylko ruszam na podwórko i zaczynam grzebać, przychodzą do mnie i kręcą się przy mnie. 
Dziś miały wyżerę przy tym wyorywaniu pokrzyw, bo tu krocionóg, tu jaki inny owad, dżdżownice.
Przekopałam, wyplewiłam, potem amerykanami, a reszta dla dziewczyn. 
Ładnie rozplantowały.
Jutro przesadzę jedną z traw, bo tam, gdzie do tej pory rośnie ma mało wody i niknie w oczach.

W pewnym momencie widok był przesympatyczny. 
Nie wiem kto miał większą frajdę- kury czy Absorbery :)

Pierwsza z lewej Olka, dwóch Braci - typowe klony Brunona choć jeden ciemniejszy, Absorbery w akcji...

Napełniania wiaderek ziemią, w której siedzą ich dżdżownice....

Nie wiem czemu Młody nazwał swoją "Kamień"....Młoda nie miała dylematu...;)



poniedziałek, 6 października 2014

Miła przesyłka. Absorbery uradowane. Tupaja też :)

Absorbery klaskały :)
Dzięki Ewo!
Dziś otrzymałam przesyłkę od Ewy (ewy), która to była drugą od moich kotów co je oddałam w dobre ręce.
Kto nie czytał- niech żałuje lub sobie zerknie tutaj, bo w internetni nic nie ginie.

Gwałtu wielkiego nie było choć Pantera przegrała z Sylą walkę o kotkę niewysterylizowaną. 
(Jako dowód, siedzącą z dwójką kociąt przy boku prawie) .
Syla wpadła na pomysł jednak, co by Panterze kocicę przekazać, aby ta mogła Panterze choć trochę osłodzić żywot co niestety czasem niełaskawy bywa. 
Wzięłam tedy pudełko po żywołapce na myszy i kocicę tam z dwójką upchnęłam i puściłam w świat, za zachodnia granicę.
Pantera się ucieszyła, post nawet napisała śliczny :)

Zestaw dwóch szarych kotów, przyszedł w udziale Ewie i dojechał, choć jednemu "kotku" sie ogon odłupał, jako temu misiu oczko...
Ewa jednak się tym nie zraziła, dokonała operacji i kota przywróciła światu.

Dziś, wracając z psiarnią ze spaceru, spotkałam listonosza, który to nie chciał na siłę grubej koperty pchać mi w skrzynkę (i dobrze, bo nie wszystko trzeba wpychać na siłę, a nawet się raczej nie powinno) i dał mi ją daleko, ponad grzbietem Garipa....

W kopercie...


..serweteczka śliczna (jak Wy to robicie? Mnie by dunder świsnął nad taka robotą; wolę owady rozpinać:)), dla Absorberów moich książeczki z naklejkami, takie edukacyjne zeszyty, mazaki ze stępelkami oraz karteczka z krótkim liścikiem, a Białymstokiem na przedzie.

Dzięki Ci,Ewo!
Serwetka na razie spocznie sobie w szufladzie, co by ktosie jej nie dorwały w swoje małe łapki.



niedziela, 5 października 2014

Się połaziło trochę

O mendzie już pisałam ostatnio .
Wyznaczyła mi ona nowy trend spacerowy. Teraz dochodzę (he,he) do resztek lasów łęgowych, po drodze do Myśliborza. Wersja zdecydowanie dłuższa i milsze widoki.
A to już wynik, marny co prawda, dokumentacji spacerkowej nową ścieżką bez nerwów.
Psy zadowolone, uchachane i "wogle".
Ja też, choć zawsze mogłoby być lepiej ;)

Garipuch kochany, w tle Rudzina

Już nowe wschodzi

Przyszła chmura...

Ładnie po prostu

Inwazyjny niecierpek gruczołowaty. Menda roślinna...

Dziubka brak, fajnie, na ławeczce...

...pod starymi wierzbami

Do patrzenia...
Do zobaczenia...

piątek, 3 października 2014

Uległam...

Tak...
Uległam i nie poszłam.
To znaczy poszłam raz, drugi już nie.

Ale od początku.
Szlam sobie dnia niedawnego z psami, zwykłą swoją trasą obok cmentarza.
Słyszę ciągnik.
Jedzie za mną.
Schodzę z drogi. (zeszłam, choć czasem nie mam ochoty. Tupaja- po prostu)
Zanim dojeżdża całkiem blisko już widzę wykrzywioną facjatę kolesia w środku, co amantem nie jest, a twarz jego tęsknotę za rozumem przejawia w strasznie narzucający się sposób. 
Na dodatek, im  bliżej, tym bardziej pewna jestem, że to taki jeden, z którym już miałam wątpliwą przyjemność się kiedyś minąć. Poczęstował mnie wyziewem kloaczno- etanolowym, kiedy zaczepił moje dzieci, a po moim srogim spojrzeniu warknął: " O, a mnie to już kurwa mamusia nie zna?".
Mamusia nie życzy sobie pijackich mord i czegokolwiek przy swoich dzieciach, tym bardziej mord zakazanych, mamrowatych.

Poszło to coś dalej, a ja zapomniałam.

Przypomniało mi się jak tylko zbliżył się chłop w ciągniku.
Usłyszałam, że to ostatni raz z psami tędy idę, że na skargę do wójta pójdzie (mogę iść do wójta, fajny gość, dobrą kawę mają w UG, nota bene droga nie jego- głupka ciągnikowego, nie wójta), że w ogóle to moje psy srają po drodze, że ja miastucha i mam stąd sp...lać i inne tam.
Tupaja, jak to Tupaja spokojna do czasu, niestety, nerwy mnie poniosły i ... mimo tych strun oblazłych przez oślizgłe bakcyle, ledwo mówiąca darłam się na czopka przekrzykując warkot silnika ciągnikowego, hałas zbieraczki do ziemniaków i telepotanie się wysuszonego zwoju mózgowego traktorzysty.
Ten obdarzał mnie epitetami jakie się Pasikowskiemu nie śniły, a ja... też mu trochę dowaliłam, chowając swój dyplom, wychowanie i kulturkę do worka na psie kupy.

Doprowadziłam gościa do wrzenia chyba, bo trzaskał miechem nawet kiedy mnie mijał.
Usłyszałam też, ze jestem pieprzoną gówniarą.
Troszkę mnie to połechtało, nie przeczę (to drugie, nie pierwsze), ale też wkurw wyniósł mnie prawie pod niebiosa. Palant nie zszedł z ciągnika chyba tylko dlatego, że Garip szedł ze mną.

Mimo swojej upartej natury i czego tam jeszcze, doszłam do wniosku (przy pewnej sugestii...;)), że może jednak mam sobie swoje baranie rogi schować do kieszeni na później, bo z recydywistą lepiej troszkę może nie zadzierać....

Toteż, w dniu dzisiejszym, uległam i poszłam na druga stronę, na inne pola.
Widoki ładniejsze, mniej błota.
Może i milsi rolnicy tam gospodarzą...