.

.

środa, 30 lipca 2014

Omłotnia...


Nie wiem co producent miał na myśli, kierując jogurt z jagodami, porzeczką czarną oraz ziarnem dyni i słonecznika do mężczyzn.

Większość z nich i tak woli piwo.

Nie wiem też czy byliby zachwyceni paprochami ze śruty w ogólnej masie jogurtowej, o dziwo bez syropu glukozowo-fruktozowego.
Nota bene... chłopów się szajsem nie karmi, ale dzieci- owszem.
Eeeee.....

Mnie smakował. 
W sumie- mężczyzną nie jestem.
Raczej ;)

Malkontencę sobie trochę, a co...
Weny mi ostatnio brakuje, toteż nie pościłam zeszłej niedzieli. 
W sumie znów to samo, z wyjątkiem, sporym nawet, ale to już inna historia.

Stada mechanicznych bizonów i innych- także z wyższej półki dopłatowej i pomocowej (UE) uganiają się po polach, wzniecając kurzawę omłotów. 
Słuchać już nie mogę tych złowrogich zgrzytów niosących się po okolicznych polach...

Dawki leków zwiększone.
Spirometria nawet nie taka zła.

Burzowo codziennie.

Garip zdemolował mi schody. Rozebrał łbem tralki. 
Tak się boi burzy, że chciał do mnie się na górę przecisnąć, a że bramka antyAbsorberowa zrobiona, zaczął boczkiem szukać przejścia. 
Wczoraj wyciskałam mu łeb spomiędzy tralek. 

Chyba bardziej bolało go, że wypchnęłam go z powrotem na dół, a nie to, że o mało uszu nie oberwał sobie.
Ostatecznie zaszył się na dole, w kotłowni, gdzie grubsze mury, przy zamkniętym oknie dają mniej wizualno-dźwiękowych atrakcji związanych z burzą.


czwartek, 24 lipca 2014

196 pomrowów....

196 pomrowów hasało sobie po trawie
196 - nie więcej, nie mniej- lecz zaraz było po sprawie...

Przesada, przesada, po stokroć przesada!
Zebrane z części trawiastej podwórka plus "ogródek".
Dokonałam też aktu na nienarodzonych, ale przy ilości zebranych (pewnie drugie tyle przeoczone, bo przyczajone w krzakach, śliniące się na widok moich cukinii, buraczków i wszystkiego!!!!), te 6 par z kokonami to byłoby dopiero. 

Leje ( z małymi- około godzinnymi przerwami) od wczorajszego wieczora.
Znów mam Małe Całowanie na podwórku.

I tak źle, i tak nie dobrze.
Był upał i sucho- narzekaliśmy, leje- narzekamy.
Choć jak dla mnie - chyba lepiej, bo już myślałam, że umrę od tych żniwnych oparów...

środa, 23 lipca 2014

Ja zwariuję...

Siedzę z Absorberami przy basenie.
Takim kąpielowym, nie szpitalnym.
Kury chodzą wkoło niemal.

Mówię do Młodego:
- Policzymy kurki?
No i liczymy:
jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta, Bruno...szósta....

Wróciła Olka, no ja pierniczę!
Aż mi się w żyłach krew zagotowała z radości!

Na jaja nie wróciła jednak.
Do kurnika też.
Wieczorem jak ostatnio piątka z Brunonem.

Może gdzieś jakieś nieślubne zniosła w krzakach?
Dałam za wygraną.
Tak  już chyba Olka jest i basta!

poniedziałek, 21 lipca 2014

Dupa blada.

Nie ma mamy przyszłych kurczaków.
Nie będzie kurczaków.
Nie ma jej.
Chyba ja coś zeżarło.
Śladów brak.

Nie chciałam pisać, że...
To była ona.
Olka.

Kwa.

niedziela, 20 lipca 2014

Upał..

... że szczęka opada....

Dziś, na ścieżce na Bazaltową
A mrówków w lesie od zarąbania.
Przystanęłam na chwilę, żeby Garipa zapiąć, bo trzech młodzianów napotkałam i trzeba było profilaktycznie chłopaka psiego zniewolić (swoją drogą nie wiem czy miałby ochotę w tych warunkach pogodowych) i już miałam stopy oblężone przez sześcionogie wojownicze kobity.

Nie wiem jak oni- ci młodzianie- tam spali. 
Mieli mały namiocik. Swoją drogą bardzo mały....
A może to swego rodzaju terapia kwasem mrówkowym, a może to mnie tylko oblazły i chciały porwać w kawałkach? 

Dziś taki okropnie upalny dzień, a ja musiałam zrobić zaprowiantowanie na tydzień, bo przy takiej aurze nie mam zamiaru gotować Absorberów w aucie w drodze do sklepów.

Nie zaliczam się do tych, którzy uważają, że 5 minut (a raczej 20ścia) w nagrzanym aucie to nie problem i żadne dziecko, ani pies tym bardziej się nie ugotuje i w ogóle to nagonka na takich biednych zapominalskich jak ta pani na przykład.

Zakupiłam 5 kg arbuza i zamierzam z nim dzielić ten dzień.


Jakoś tak mi smutno trochę. 
Ciężko niekiedy samej. 
....

Oby do przodu.


sobota, 19 lipca 2014

Mam ją!

Znalazłam ją.

Jednak nie w pokrzywach, a pod stertą gałęzi, we wiacie.



Plus- że nie będzie jej padać na głowę.

Udało mi się to zaobserwować kiedy siedziałam z Absorberami w piaskownicy.
Wcześniej żerowało 6 kur czyli wszystkie.

Jedna z nich, będąc koło Brunona zaczęła stroszyć pióra na szyi, że momentami wyglądała bardzo groźnie, potem rozkładała skrzydła na boki, jakby chciała pokazać jaka to ona napakowana.
Kogut nie zareagował, ale też nie pobiegł za nią.
A ona wlazła w chrust.


piątek, 18 lipca 2014

Przypadek ceika (i nie tylko)

Jest sobie taka rusałka.
Rusałka ceik Polygonia c-album . 
Wygląda tak:

Gąsienica z charakterystycznym białawym zabarwieniem części grzbietowej tylnych segmentów  (foto: K. Wojciechowski, lepidoptera.pl)

Imago; spodnia strona skrzydeł z literką "C" (foto: K. Jonko, lepidoptera.pl)

Imago; wierzchnia strona skrzydeł (foto: M. Mikusek, lepidoptera.pl)

To motyl z rodziny rusałek, występujący często w parkach, ogrodach, na skrajach lasów. 
Gąsienice żerują na porzeczkach, agreście, leszczynie, a także chmielu i pokrzywie 
Osobniki dorosłe maja ciekawie "skrojone" skrzydła, a poczwarki mają jakby "wklejki" z błyszczących elementów. 
Motyl, jak motyl, ktoś powie, ale ciekawe jest to, że jest to gatunek wykazujący terytorializm.

Mam ceika i widzę codziennie jak przegania inne motyle (zataja u mnie rusałki pawiki, pokrzywniki oraz admirał), a punktem orientacyjnym jest sznurek do wieszania prania.

Podobnym zachowaniem kierują się inne rusałki oraz jak mi wiadomo jedne z naszych najpiękniejszych motyli dziennych, którymi są mieniaki.
A że jak chcecie mieniaka zobaczyć to najlepiej udać się z końska kupą to już inna historia...

Tak na marginesie- o  wiele rzadszy krewny rusałki ceika to rusałka laik - Nymphalis vaualbum .
Ten unika raczej siedzib ludzkich i występuje głównie w obrębie polan leśnych, skrajów lasów. Żeruje na osice,wiązie, wierzbie, topoli.
Ten z kolei ma literkę "J" lub "L" wypisaną na spodzie skrzydeł.
Wierzch wygląda tak:

foto: S. Shmelew; lepidoptera.pl


P.S.
Jedna z dziewczyn Brunona siedzi.
W pokrzywach- tak sądzę.
Za trzy tygodnie się okaże czy z dobrym skutkiem....

czwartek, 17 lipca 2014

Jak ona to znosi?

Widziałam dziś jej wzrok.
Najpierw jednak zamarła, przysiadła, potem wzrok jej zmętniał.
Miałam przez moment wrażenie, że zaraz padnie, albo zaśnie.
A ona przykucnęła i ...zniosła jajo.


Zaraz pomyślałam o biednych samicach kiwi.
Gdzie jajo, zanim je złożą, stanowi- w zależności od źródeł jakie znalazłam- 15 do 25% masy ich ciała.
Podobno też (za Wikipedią), bolesny "poród" jaja, niwelują lekko, mocząc sobie kuper w kałużach....

dinoanimals.pl

niedziela, 13 lipca 2014

Rozjuszona i namaszczona

Piękna pogoda, w koło wszystko zielone, ptaki śpiewają, owady brzęczą, nic tylko wygnać się z domu!
Dziś spełniłam zamiar wypłukania Rudej. 
Wanna nie wchodzi w rachubę, do głębszego akwenu daleko, albo psa nie wpuszczą.
Został mały, leśny zbiornik przeciwpowodziowy w Siedmicy, niedaleko od kwatery "debili z piórkiem przy kapeluszu".


Ruda namoczyła się chętnie sama. Nawet wlazła do rury...
Garip, jak zwykle stał jak cielę...




Idąc drogą w kierunku Grobli i Rezerwatu "Nad Groblą", mijałam całe połacie kwitnących roślin z rodziny...ekhm...teraz to chyba selerowate (kiedyś baldaszkowate). Nie wiem czy to to, o czym Megi ostatnio pisała.. Pachnie- bardzo (roślina, Megi- nie wiem :)). Nad łąkami słychać tylko jedno- wielkie buczenie! Cudnie!


Niestety, pogoda podeszczowa, lipiec...To raj dla jusznic.
Niewiele owadów mnie wpienia.

Komary, muchy, osy. 
Do tego jusznice. Uparte krwiopijne istoty. 


Znacie je na pewno.

vitoos.blox.pl
 Gały mają przepiękne- trzeba im to przyznać.
ikanos.flog.pl

Niestety przez nie nie było mi dane obfocić stad bielinków, admiralicji (rusałka admirał), rusałek pawików i przestrojników, które piły z błocka przy drodze.
Musiałam po prostu poddać się komendzie prezydenckiej  i spieprzać.
A tak przyjemnie było...

Dziś odpuściłam rżnięcie sierpem.
Tylko Qrowskim, jak zwykle w niedzielę wyczyściłam. Nie wyobrażam sobie jak można nie sprzątnąć co tydzień, a jedynie raz na miesiąc- jak mnie usiłowali "nauczyć" tutejsi ludzie. 
Po tygodniu, z siódemki jest sporo guana, które zasiedlone w nowe formy życia budzi we mnie lekką odrazę i respekt :)


Dałam się wciągnąć w akcje rekomendacji. 
Przepraszam, nie dałam tylko mnie zakwalifikowali. 

W temacie płatków śniadaniowych niestety odpadłam w eliminacjach :)

Dostałam pakiecik dla siebie i do rozdawajki od La Petit Marseillais.


Nie będę ściemniać, że pieści zmysły i tego typu bałamuty, ale powiem, że kosmetyki warte polecenia.
Żel pod prysznic przyjemnie pachnie, dobrze się pieni, skóra bez podrażnień, mięciutka jak kaczuszka.
Jak dla mnie bomba. Do tego mleczko nawilżające do bardzo suchej skóry, z masłem shea, słodkim migdałem i olejkiem arganowym sprawdza się wyśmienicie. Ponadto - jeśli ktoś lubi pachnieć migdałowo- to dodatkowy atut.
Ceny przystępne. Bardzo. 


Zaraz mi się przypomniało, jak to kiedyś w pracy, zajrzał jeden z klientów po sól do stacji zmiękczających i zaciągnął się powietrzem pokoju, w którym rezydowałam.
- Pachnie pierniczkami!- powiedział, ale na moje pytające spojrzenie zaraz się poprawił:
- Nie, nie to, że coś o pani wieku, nie! 
(a miałam wtedy całe 6 lat mniej...)


Cóż. 
Zawsze zimą mam słabość do zapachów z nutką orientu, piżma. Wtedy chyba byłam na etapie zapachów cynamonu i imbiru więc mógł się klient rzeczywiście poczuć jak w Toruniu....



poniedziałek, 7 lipca 2014

Bobem...i solą

...Was witam :)



Bobu nie za wiele posiałam- z obawy przed hordami mszyc,ale wystarczy na małe co nieco dla mnie i to dwukrotnie. 
Absorbery jeszcze za małe...przynajmniej takie moje zdanie, ale poza tym Absorberowi śmierdzi bób, a Młoda to najlepiej połączyłaby się z moimi piersiami za pomocą rurki jak kolarze z bidonem.

Tak, tak, na stole, prócz bobu i soli, kamienia do przyciskania talerzyka w czasie kiszenia ogórków (taki trochę klimat jak z "Piątej osoby dramatu" D. Robertsona), leży popielniczka nieużywanaa w niej podkładki pod kubki.
Jedna z nich - z pachnicą dębową.

No właśnie.
Poprzednia wizyta pachnicy to raczej nie przypadek. 
W tę niedzielę znów mnie nawiedziła. 
Usłyszałam żucze buczenie i wylądowała koło mnie, na huśtawce, kiedy piłam tzw. kurnikową sokawkę.

Taram!:




Może koło mnie, w jesionach, a może w dębach, kto wie?
No chyba, że przylatuje na chwilę po sumie....

Wyniosłam, co by mi Brunon nie zaszlachtował...



Z ciekawostek z zakresu moich upodobań wieloodnóżowych- dziś spotkałam młodziutkiego tygrzyka paskowanego. 
Kiedyś pod ochroną, obecnie usunięty z listy (podobno stał się częsty). 
To pająk z rodziny krzyżakowatych, ciepłolubny. 
U mnie akurat osobnik młody, albo samiec. Samice dorastają do 25 mm, samce- do ok. 7 mm. 
Na razie mu ciepło, ale jeszcze nie wie, że wkoło może mieć bagna Everglades....


Foto małe, ale uwierzcie- to tygrzyk. 
A jak kto nie wie jak wygląda to cudo pajęcze- to bardzo proszę; a pajęczyna też charakterystycznie budowana

źródło: bgpn.pl  fot. Ł.Łukasik
Cóż jeszcze?
Ano, czego pomrowy nie zeżrą to mam. 
Całe dwa rządki po 0,5 m buraczków i dziś byłam okropna matką i dałam Absorberom boćwinkę. 
Zjadły, młoda nawet talerz wylizała :)


Micha mi się cieszyła w niedzielę, bo i pachnica, i napójka moja się zakokoniła. 
Kokon znalazłam podczas przecinania wina. 
Oby szczęśliwie przeszłą proces metamorfozy!


czwartek, 3 lipca 2014

Desperacja

....
Moja.
Lubię sałatę.
Nie lubię ślimoli.

Ślimole lubią sałatę.
Ślimole nie latają.

Pozdrawiam producenta nasion.
Z całego rządka wzeszły trzy! (dwie w kupie siedzą...razem znaczy się).