.

.

środa, 31 grudnia 2014

Tupaja z Sylwestrem

To się tylko wydaje takie proste.
Nowy rok, tak?
Jak zadbać o wszystko, żeby się czkawką w przyszłym nie odezwało?

Nie jestem maniaczką czystości, ale jakoś wolałam posprzątać.
Gmina wywiozła odpady- dopomogli, śmieci wyniesione zatem, kibel umyty, powierzchnie płaskie, pościel wymieniona, nieświeże co jeszcze nie wylazło z lodówki usunięte. 

Kuwety kocie posprzątane.

Trochę czarów też się przyda.
Okadzanie jeszcze nikomu jeszcze nie zaszkodziło a i biała świeczka też niech płonie.

I płonie.
Absorbery śpią.
Na razie cicho, pojedynczy idioci zabawiają się petardami. 
Garip jeszcze nie przelazł między tralkami balustrady schodów.
Ruda w okowach podschodzia.

Jagoda ma w ... futrze.
Kicia - też.
Kicia jako kot typowo kotłowy, o którym już kiedyś pisałam siaduje sobie na worach cementu, albo za kotłem. 
Ostatnio tam zaglądałam szukając wycieku. Zaraz, zaraz, widzę plamę! 
A tu nagle plama otworzyła oczy....

Jaki ostatni dzień i jaki pierwszy nowego taki cały nadchodzący.
Wypadało się umyć, uczesać, zjeść coś dobrego.

Te plajsterki to nie kiełbacha, ogór to ino

Tja... dwa żagielki...
Nie powiem co jeszcze powinnam w końcówce starego, bo...nie.

To sobie chociaż posiedzę, posłucham, popatrzę na świeczki, grzejąc się przy kaloryferze i popijając coś na wzmocnienie wizji lepszego Nowego.


A

wtorek, 30 grudnia 2014

Już niedługo...

Co złe i stare niech zjedzą robale!
Niech nam  Nowy da co najlepszego ma!
Najlepszego 2015!
Wszystkim czytaczom, podglądaczom, Przyjaciołom 
życzy
Tupaja i Absorbery







-------------
fotki do dzisiejszego posta sponsoruje internet

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Więcej niż rześko

Mawiał mój Ojciec, kiedy jeszcze w domu rodzinnym mieszkałam, kiedy pytaliśmy jak na dworze.
- Rześko- odpowiadał
Okazywało się to najczęściej szczęko i tyłkościskiem spowodowanym zamarzaniem słupka rtęci.
Od dwóch dni mam ścisk wszystkiego chyba co możliwe, a to za sprawą temperatury, która wita mnie o siódmej rano. W sypialni naszej....

Rześko- 12 stopni :)
Mam czujnik temperatury w małżowinach usznych. Uszami mierzę ciepło wokół siebie. 
Jak mi w uszy zimno- z całą pewnością jest poniżej 15 stopni!
Regułą Allena (nie, nie reżysera) mówi, że zwierzęta stałocieplne, występujące na północy mają mniejsze lub krótsze dystalne części ciała. Uszka, kończyny, ogony. Gdyby ewolucja osobnicza mogła rozgrywać się w obrębie jednego pokolenia, a ja spędziłabym w Tupajowisku całe życie...
Kto wie, może miałabym uszka maniunie. 
Że o ogonku nie wspomnę...

Śnieżek paprószy. Zrobiło się całkiem miło. 

Magda P-ska, okazała się Magdą Boską, bo nagrała mi Dwóch Drwali.
Rżnęli, rąbali, aż wióry leciały!
Gadali po włosku więc sąsiadka, widziałam, uszy w trąbki zwijała.
Cóż...szukałam kogoś do porąbania z miejscowych,ale...lepiej do "Gopsu" po zapomogę pójść....
Dzięki Wam jeszcze raz, po stokroć! :)

Leżakujące zwały drewna, z życiem biologicznym już w co niektórych kawałkach, zostały przycięte do przyjemnego dla kocioła rozmiarów. 
Jest szansa, że nie będziemy przez czas jakiś marznąć. 
Węgiel obrzydliwie drogi. Na razie pół tony przyjedzie. 
Od listopada niemal wszystko zeszło, a paliłam oszczędnie...

"Zawsze może być cieplej" - zdaje się mówić spojrzenie Jagody


czwartek, 25 grudnia 2014

Wietrzysko znów daje się we znaki kurom, które chodzą po podwórku w kucki, żeby zmniejszyć opór powietrza. Podejrzewam, że i wola napchane kamieniami co by ciężar zwiększyć a tym samym uniemożliwić porwanie w górę, het! do nieba!
Spacer nam nie wyszedł, bo- o ile na prawdę kocham swoje psy i często mimo bardzo nieprzyjemnej aury wypuszczamy się na pola- dziś nie dałam rady dojść do rzeczółki i zawróciliśmy. 
Zimne, podwiewające kuper podmuchy, mimo ciepłej kurki jakoś tak dawały mi się we znaki, że postanowiłam wrócić szybciej.
Zwariowana aura. 
Które to już święta bez śniegu?
Może wreszcie muszę kupić biegówki to przywlecze swój tłusty śniegowy zad?

Co trzeba zrobiłam. 
Wyczesałam psie futra, dolałam świeżej wody kurakom, zagadałam. 
Kociołek wyczyszczony czeka na popołudniową wrzutę węgla. na razie, jak dla mnie 17 stopni to przyjemna temperatura.
Zaszyłam się wobec tego w domu, z towarzystwem (Absorbery na wyjezdnym jednodniowym).
Zaraz ukroję sernik od Mamy, przygotuję lampkę wina, zapalę sobie świeczkę (nie, nie gromnicę...:), włączę muzykę i spróbuję się odprężyć troszkę. 
Może się uda. 

W końcu potrzebuję trochę czasu dla siebie. Choć co niektórym smutno, że jestem dziś sama. 
Musiałam zapewniać, że bardzo tego chcę ;) 
Potwierdzić, że na pewno będzie mi dobrze, że nie uderzę w ryk, nie pochlastam się nożem do smarowania chleba, nie wbiję korkociągu w oko.

Lubię mieć czasem dzień wolnego. 
Choć wtedy więcej myślę, bo co by nie mówić, przy Absorberach nie ma czasu na zamartwianie się i mamlanie...;)

A to, że doskwiera brak towarzystwa...To fakt.
Że jest ciężko- to też.
Ufam jednak, że to przejściowe. Na pewno...:)
I tak, dzięki niektórym Osobom czuję się lepiej, bo pamiętają (a ja czasem zapominam...), dają znać, że są- może daleko, ale są- mentalnie, myślą, wspierają i...co tam jeszcze...;) 
To daje zastrzyk pozytywnej energii i poczucie- choć na chwilę, że nie jest się samemu.
I także to, że będzie wreszcie dobrze...
Bo będzie, prawda?

Ciastuś piernikowy od Sylwii D. - dzięki!

Jak co rok, baba z wypiętym tyłkiem na wszystko, a w wodzie wstawiony jałowiec

Zielone, żywe. Świerk ubrany bombowo. Choinka znaczy się...

Chabazie świerkowe, miechunki i gwiazdki śliczne, szydełkowe, do Ewy :) Dzięki jeszcze raz!

Sama nie jestem. Najlepsi przyjaciele. Nagorętsze serca. Psie serca.. I...papucie od Sylwii D. :))))


Trzy słomianki :)

Promyki ...nadziei? ;)

sobota, 20 grudnia 2014

Wieje...

Kiedy tak siedzę nad lapkiem, za oknem wieje, że mało głowy nie urwie; moja prywatna, całkiem spora zwężka Venturiego spisuje się dzielnie. Liście z ulicy, spod kościoła zasysa na podwórko,unosi je tańczące w górę by za chwilę grzmotnąć nimi o ziemię.
Rżną świerki na przystrojenie kościoła.

Nasza zielona panienka już ubrana. Absorbery uczestniczyły i jak zwykle z resztą dawały upust swojej pasji wieszania wszystkiego w jednym miejscu. Czuły punkt choinki, oczywiście w zasięgu łapek kocich, koło wigwamu. Jednym słowem w miejscach newralgicznych. 
W przeciągu pół godziny, bo tyle trwało nasze urzędowanie wkoło uśmierconego drzewka,głównym odgłosem były wrzaski małych, kochanych gardzieli- "teraz ja!" i odbijanie się (plastikowych) bombek o podłogę.
- A teraz- prezenty!- oświadczyła Absorberka

Chwilę trwało przypominanie kolejności zdarzeń...
Obyło się bez łez, bo Tupaja słowa dotrzymuje i jak mówi, że Gwiazdor vel Mikołaj przyjdzie- to przyjdzie.

Kominiarz też był. 
Absorber chciał wiedzieć czy naszym kominem Mikołaj ma szansę się przecisnąć?
Oczywiście! Wątpliwości zostały rozwiane, sadza z części komina wyczyszczona, uwagi wysłuchane, będą wdrożone. 
108 z vatem zapłacone.

Wiosną czuć niemal.
Może dziś nie bardzo, bo nawet jeśli jakiś zapach się wykluł w tych już gdzieniegdzie zbyt zielonych zakamarkach moich okolic, to wywiał je ten wiatr. Wiatr co mnie nastraja nerwowo. 
Nie, nie wkurwia dziś, bo chyba ostatnio zbyt jestem porozrzucana w środku. 
Nie,raczej nic się nie zmieniło. 
Niestety.


Całe szczęście,że dostrzegam co trzeba w koło. To, co zawsze cieszyło- cieszy nadal, choć przykrywają to gówniane przemyślenia i obawa, że mogę to stracić. 

Święta i forpoczta w postaci duszonych karpi w marketach, zwałów wędlin...
Bóg się rodzi- zwierz truchleje...
Megi wspomina o tym też, nie przeżywam tego czasu jakoś szczególnie. 
Będzie spotkanie w Wigilię z najbliższymi, w Tupajowisku. Wzgląd praktyczny- kury,psy- czekają na mnie :) Musiałabym wrócić do domu przed pierwszą gwiazdką. A tak- spokojnie, wszystko co trzeba zrobię, a potem zasiądzie się do stołu.

Jutro nastawiam bigos. Postny. We wtorek sałatka i krokieten machen. Oczywiście jeszcze burasy i barszcz.
Będzie troszkę roboty. Przynajmniej myśleć nie będę o swoich problemach.
Mam nadzieję, że Absorbery będą wyrozumiałe. 

Pamiętacie jak dostałam od Agniechy sukienkę w owady?
Mimo, że już wróciłam do swojej wagi (w niektórych, peryferyjnych częściach mam wrażenie, że z nawiązką), sukienka, mimo, że fajna, że hej! za duża na mnie (musiałabym chyba się zaopatrzyć w implanty).
Postanowiłam jednak nie pozwolić leżeć w szafie i czekać- albo na opasowe zwiększenie wagi (to raczej się nie zdarzy) lub wszczepienie implantów cyckowych (to również wątpliwe bardzo). 
Poprosiłam Macierz o uszycie zazdrostki na okno. Tupaja nie jest wielbicielką igły i nitki (chyba, że dentystycznej).

Oczywiście jestem nadal wielka przeciwniczką zasłaniania okien. Czasem jednak mam ochotę ukryć się za jakimś skrawkiem materii mniej przepuszczalnej.
Zazdrostka jest ruchoma. To znaczy- przechodzi sobie- w miarę potrzeby z kuchni do pokoju.





niedziela, 7 grudnia 2014

Puzzlowo

Dziwna choroba zatacza coraz to szersze kręgi...
Pantera pisała, temat nieobcy wielu...
Nie będę kwękać.
Ale nieco tak w kawałkach się czuję.
Pozbieramy się, ale na razie lekkie puzzle.
Do poskładania.

Weny brak.
Czopkowo.




czwartek, 4 grudnia 2014

Tupaja nie małpa, a jednak...

Tupajowate, jako należące do naczelnych (nie mylić z wyższym szczeblem rządzenia), w podrzędzie małpatek posiadają cechy pośrednie między owadożernymi, a naczelnymi. 
Czasem zdaje mi się, że środowisko mojego życia zaczyna  przypominać biotop małp. 
Tych konkretnych. 

Zazwyczaj, kiedy rano wchodzę do łazienki, nie patrzę na termometr, który zawiesił tam mój Tato.
Nota bene nie wiem... patrząc nań (na termometr, nie Ojca),  o czym mam myśleć? Czy się rozebrać, czy może za zimno?

No więc wisi sobie, nad wanną, co by dokładny stan ciepła (?) w pomieszczeniu mierzyć.
Dziś plus 8.
W poprzednie, wietrzno- zimowe dni- plus 6.

Jest taka małpa, makak japoński, który z upodobaniem moczy się zimą w gorących źródłach gdzieś na wyspach, prócz Hokkaido.

Zazdraszczam czasem, bo przynajmniej widoki mają cudne.
Górzaste.
U mnie, prócz wspólnej dla mnie i makaków pary z ust podczas kąpieli, widoki marne. 
Kibel i zlew.

Za to one mają naturalne spa :)


Zazdraszczam...

Oto moje stopy. Chociaż trochę jak Kaszpirowski....


Maupa ;)


Zdjęcia, prócz ostatniego pochodzą z internetu.

wtorek, 2 grudnia 2014

Przy herbacie.

Hana ostatnio pisała o Łatce i psiej doli i niedoli .

Nie będę dziś pisała co sądzę o porzucaczach zwierząt, padlinach ludzkich co zwierzęta dręczą, a i takich, którzy obojętnie przechodzą.

Usiadłam dziś do herbaty, po spacerze po polach, po wywianiu głupich myśli przez zimny wiatr kaczawski.
Zabrałam psy na górę.
Siedzimy razem.


Sucze spojrzenie - zgoła inne u suk psich ;)


Garip mnie martwi.
Dziś nie je.
Nie panikuję mocno, bo zdarzały się takie dni; czasem źwierz sam wie, że coś mu leży i robi sobie głodówkę.
Jednak. Oddech coś za szybki. Nie podoba mi się. Lekko osowiały, choć na polu biegliśmy nawet.
Skóra w stanie opłakanym. Pojawiają się wyłysienia.

Pisałam już na Tupajowej Zgrai. Boję się jednak, że to nie łojotoki tylko coś poważniejszego.
Kortykosteroidy to broń obosieczna.


Smutno trochę, jeszcze lampą po oczach błyska...


Może jutro zabiorę do weta, żeby obejrzał.
I tylko tyle na razie, niestety.

I tak siedzimy (niektórzy leżą) i słuchamy sobie.

Poduchy duże, puchate

Jestem tu...Upierdliwie Cię kocham :)

Nie wiem komu można zadedykować tę piosenkę Kaśki.
Na pewno Przyjaciołom.
Psim i Ludzkim.
Tych, których kochamy.

Lubię Kaśkę czasem...



niedziela, 30 listopada 2014

Chroniczne 15 na plusie.

Tak. 
Tryb oszczędnościowy włączony na maksa.
Grzejemy jak Absorbery wracają z przedszkola. 
Pochłoną jaką parówę, dołożę sweterek na małe plecki, do papuci już się przyzwyczaiły i idę dopiero nawrzucać kociołowi, podniecić ogień i z dymem się puścić.

Dni z temperaturą na plusie odleciały w siną dal.
Malusio, bo tylko minus pięć.
Ale wystarczy.

W pokojach- naszym i suchej kuchni- po piętnaście bez grzania. W zimnym "różowym"- całe 10.
Nie jest to ziąb straszny - piszę o 15 nie 10- i tylko, gdy się siedzi bezczynnie, łapy dolne marzną. 
A tak- jaki wsiok siedzi i nic nie robi?

Dajmy na to wczoraj zapewne stanowiłam zabawny element krajobrazu paszowickiego dla przejeżdżających.
Musiałam pożyczyć dobra siekierę.
5 domów dalej.

Niosłam ją sobie przez wieś, przerzuciwszy przez ramię.
Taki mniej ponury Kosiarz....

Potem dałam czadu, bo nosiłam po dwie kostki słomy. 
Też wzdłuż ulicy. Tylko 3 domy dalej...
Dziś mam wrażenie, że mi krowa na plecach siedzi...:)
Oj, przydałby się masażyk, oj przydał...

Wczoraj, w ramach wigilii Andrzeja i wspominek jak to byłam kiedyś piękna i młoda, chlusnęłam sobie woskiem.
Co wyszło?
Klucz jak się patrzy, domowy, zacny 


ale wosk- nie wosk, tylko świeczki roztopione, a ja nie powinnam sobie już wróżyć i może dlatego...


Wyszła czarownica! Z cycem jak się patrzy.
Z interpretacją- tak sobie.. 
Do babek mnie nie ciągnie, bom cholernie hetero...
Jakieś wnioski?

Dziś przez wiatr obrzydliwie zimny, zgarnęłam psy na Bazaltową, bo w lesie mniej dokuczliwe zimno.
Runo w lasach przeorane przez dziki. 
U mnie w domu, a raczej na trawniku, a raczej na tym co z niego zostało też ślady buchtowania...
Olki i spółki.



Każdy ma takie buchtowisko na jakie sobie zasłużył.

Także i korytarze migracyjne.
Mam.
Mięciusie, podgrzewane.
Otulina na alupexie od grzejników.
A myszeczki i ryjówy pomykają jak szalone. Te ostatnie w dzień, nie certoląc się, że ktoś  może je dojrzeć.

Słonina wywieszona.
Pod wiatą, w kupie chrustu kręcił się jeż. 
Brat mój go widział.
Już wiem, kto pożerał jajko od jednej z kur, której niesienie w kurniku nie pasuje. 
Musi być hardkor, w dołku, za starymi dechami.




wtorek, 25 listopada 2014

Baba - wypluwka i koń w Tupajowisku

Zasilaczyk się popsuł...temu lapku...
No i nie miałam jak napisać.
Dziś prawie nie napisałabym, bo się mi czopkowo zrobiło. 
Ale, co nie zabije to wzmocni, a idioci mają może trochę szczęścia, idiotki też, zwłaszcza te z motyką się na życie porywające, bezmyślne, popełniające błędy za które same nie płacą; baby bez głowy- nota bene może powinnam służyć za nowe wcielenie jakiegoś ducha, demona ziem paszowickich? Kto wie...
Na dodatek jakieś durne uparte to to i mżonkami jakimiś żyje, niedostosowane, normalnie wypluwka taka jakaś włochata. 

Wypluwki puchacza (cepl.sggw.pl)
Zjeść swoich kogutków nie chce, chce je wymienić na kurki, albo sprzedać. Durne to to...

Pojechała po pszenicę- przywiozła konia.
Chabetę taką, stała w stodole.
Brudna nieco, upstrzona słomą.
Kopyta twarde, dobre, oko trochę z bielmem, wada zgryzu...
Będzie dla Absorberów.

Pokochały od razu.
Wcześniej otarta z kurzu, odkurzaczem wystraszona, wyczesany ogon, grzywa...a właściwie jej szczątki. 

Absorber dosiada, bo Młoda za mała i się boi.
Młody nie uznaje ogłowia. Woli natural, a ja się nie boczę. Też bym wolała.

Czego bym nie wolała.
Ale moje marzenia to dupa blada i najlepiej jakbym je do tej dupy schowała.
Częściowo racja.
Sama muszę sobie zarobić na szczęście.
Na razie to niemożliwe, albo opcja druga- możliwe tylko baba dupa.

A konik poniżej:






Cóż poza tym, ładne koguty u kolegi rolnika widziałam


Kicia pomieszkuje w kurniku. Gada z myszami.


A ostatnio w pudle nieopodal "kocioła"


I tylko czasem lepiej mi się robi.
Zieleń działa kojąco....
;)

piątek, 14 listopada 2014

Baba... fasolowa?

Miałam- i nie tylko ja- zajęcie, które to kiedyś przypadało osobom starszym. 
Dziadkom, babciom, co by "zapracowali sobie" na chleb, bo do pługa już nie zaprzęgniesz, do lasu do drzew rąbania też, a wyłuskać groch czy fasolę może, a jakże.
Nie umęczy się przy tym aż tak, a robota będzie zrobiona.
Do gara będzie co włożyć, a i dziadek czy babka też korzystać ze strawy będą więc jasne jak... Szagma.

Absorbery nie starcy, ale łuskają

Mój Jaś....

Lubię łuskać Jaśka.
He he he...

Taki milusi w dotyku, w sumie cud taki, bo przecież z jednego nasionka wielka wijąca bestia powstaje z kilkunastoma strąkami, z dwoma nasionami co najmniej.

Dłubiąc tak w strąkach, patrząc na piętrzące się w kubełku odpadki, wspomniałam sobie o strączynach, potem o grochowinach, a stąd już blisko do baby grochowej.

Ostatnio na wierzchu leży "Bestiariusz słowiański", o którym już pisałam kiedyś więc jestem na bieżąco.
Baby grochowe, istoty demoniczne, odziane są w wysuszone pędy grochowin, a we włosach mają poutykane łubinowe badyle. Mieszkały w łanach łubinu, peluszki czy grochu. 
Nie były milusie, bo prześladowały śpiących żniwiarzy dusząc i podgryzając. Na dodatek baby grochowe często interesowały się niepilnowanymi dziećmi, które mogły porwać i zjeść.

Baby jagodowe z kolei, to demony leśne, związane jak sama nazwa wskazuje z jagodziskami. Groźne dla dzieci samotnie włóczących się po lasach. Za strój służyły im suknie z leśnych roślin, czasem we włosach miały wplecione zielsko. Zapewne wyglądały dość nieporządnie i nie budziły zaufania... Nota bene...mamy współcześnie chyba inne demony leśne, a raczej te bytujące na parkingach leśnych baby...paszczakowe.

Były też baby wodne - takie strasznie już przeterminowane rusałki. Podobno jak ich młodsze koleżanki pląsały nago w świetle księżyca, co było zapewne widokiem niezapomnianym.. 
Podobno były to dusze kobiet, które zginęły tragicznie lub najzwyczajniej w świecie- zachlały się na śmierć. 

Skąd w ogóle baba ?
W znaczeniu  słownika demonologii słowiańskiej to prasłowiański demon domowy lub ludowe określenie stracha, którego wizją najczęściej straszono dzieci.
Magiczne znaczenie stworzeń zaliczanych do bab i ich podobieństwo do starych kobiet wynikało z prostej przyczyny. Dawniej stare kobiety zdarzały się rzadko. Powiedzmy sobie szczerze, że głównie porody miały tutaj wpływ na ilość wiosen, jakie mogła sobie kobieta wywalczyć od Losu. 
Stara kobieta budziła z jednej strony szacunek, ale i lęk co zapewne miało wpływ na to, że wielu magicznym i demonicznym istotom nadawano postać starej kobiety. 
Oczywiście pomarszczonej i brzydkiej, jakby każda z kobitek na starość miała sobie zasłużyć na taki eksterier, kurdelebele....

niedziela, 9 listopada 2014

Nebel

Nebel tu, Nebel tam.
A jak mawiała moja psorka od niemieckiego na studiach- tylko półmgła, bo bez rodzajnika.

Tupaja we mgle.
Garip swoje.
Ruda swoje.
Ma babsko siły co by kopać za myszuchami w polu. 
Dziś wracaliśmy po nią z Garipem, bo odeszłam całkiem daleko, a ta dalej ryła. 
Nie wkurzałam się. 
Jakaś taka dziś jestem wyciszona. 
A może stępiała?
Nawet rąbanie rozpałki mnie nie rozruszało. 
2 taczki.

Ale, wróćmy do mglistego łażenia.




I Nebel rammsteinowski.
Raczej nie o mgle.
Aaa...takie tam...


piątek, 7 listopada 2014

Połówka na głowę

Niedługo cieszyliśmy się zdrowiem.
Ten Mały od słowa "czemuuu?" znów walczy z infekcją. 
Dziś zległ przed czasem, utulony, z 38 stopniami z małym hakiem. 
Oby nie było to nic groźnego, bo już mnie to trochę jak babę z dowcipu zaczyna wqrwiać.

Za oknem nastała aura sprzyjająca łóżkomanii. 
W zależności od przychylności Losu- otrzymamy tors męski z dodatkami, książkę i wino lub gorączkę i gluta. Wersje mogą być różne, z glutowatym torsem włącznie.

Mgliście. 
Nastrojonam nostalgicznie. 
Klucz gęsi mignął za oknem w niebezpiecznie niskiej wysokości.
Dobrze, że drzewa rzadkie i niewysokie w pobliżu...

Wczoraj miałam z Tatą robótkę.
Taką maniunią.
Taką co ją niektórzy z palcem w nosie potrafią, szybciorem, w mig, w sekundę i w ogóle raz-raz wykonać, hrehre... :) 
Nam to zajęło godzinkę. Aż!
Połówka na głowę.
Cóż. Każdy ma taką połówkę na jaka sobie zasłużył, hehe.
Węgielek.
Tonka. 
Tonusia malusia ;)
Ja tam jestem zadowolona.
A co sobie przy tym upuściłam "nerw" i frustracji seksualnej to już moje ! :)

Na troszkę starczy.
Wągiel spiryciały, ze "złotem głupców", trochę zasiarczony w związku z tym. 
Mam nadzieję, że mi kotła nie zeżre ;)


Resztki i pies węglarza. Jakby zostało na dni parę, Garip by na nim spał, jak zwykle..;)








niedziela, 2 listopada 2014

Zaduszkowato i ta Olka...


Wspominam, wspominam...
Bardziej wieczorem niż za dnia, bo..Absorbery.
Wspominam Ludzi, wspominam Psy, Chomiki, Myszka i szczurzycę Majkę.
Ech...

Piękny początek listopada.
17 stopni.
Słonecznie.
Ale, od Krainy Kartofla idzie zimne i mokre.
A przynajmniej mgliste.
Podobno...

Tydzień cały naprawiano kotłownię w Zespole Szkół, do którego należy absorberowe przedszkole, także miałam je na okrągło, bez przerwy na ciepłą kawę niemal.
Od jutra małe szczęścia w postaci czasu wolnego od słodkich wytworów mojego i nie tylko organizmu :)
Z resztą one też się cieszą, bo lubią przedszkole.

Kocham Olkę.
Normalnie przytuliłabym jak dwulatek chomika!
Nie wiem skąd wie kiedy mam wyjść z domu na podwórko, ale kiedy wystawię tylko nos lub stopę, już ją słyszę. 
Rozgadana, szybka (zadziera kiecę z piór i leci, a za nią reszta), potem to już tylko łazi, zagląda w oczy, jakby mogła to by łepek do kieszeni włożyła. 
Daje się głaskać choć bez wielkiej przesady.

Dziś jednak jej ciekawość i towarzyskość mnie zaskoczyła.
Nie wiem czy chciała dokładniej słyszeć jakie  wiązanki słów lecą przy montowaniu fotelików absorberowych, ale wlazła do bagażnika Foxiunia i chwilę w nim siedziała.
I weź tu zjedz taką, albo w łeb odrąb, bo już nie niesie...Eeeeee....!
Kochana Ola :)





piątek, 31 października 2014

Sezon wędzenia w toku

Wszystko w dymie.
Absorbery, Tupaja, psy, koty i kury.
Wędzenie konserwuje :)

Przesiąknięte zapachem palonych liści, traw i pokrzyw.
Jesienne słonko zagląda w oczy, marszczy nosy, dym wyciska łzy, zatyka.

Dni coraz krótsze.
Dzisiejszy ładny, słoneczny, pełen energii, roboczy. Pełny.

Płonie ognisko....

Pilnowacz

Nowe drzwi do kurnika, ocieplane. Made in Dziadek

Absorberka, jaja i Olka

Ola się gapi

My gapimy się na Olę

... niestrudzenie....by Absorber

Rosną....
Nie palę wszystkich liści jesienią.
Zostawiam.
Niech mają gdzie zimować zwierzęta różnej maści, różnej ilości odnóży.
Zimują też patogeny, wiem.
Dla najgorszych patogenów- w moich liściach i tak miejsca za mało ;)


Posiłek regeneracyjny