.

.

sobota, 21 września 2013

Tupaja przy garach w cieniu Buki

Infekcyjny glut pomału opanowany.

Ślad jego żywota znajduję jeszcze w zwitkach kawałków ręczników papierowych pozostawianych tu i ówdzie (tzw. "zwierzątka") lub pod nosem Absorberów. 
Ilości te są jednak tak małe, że serce me się raduje, bo znak to, że można będzie powrócić do uciech spacerowych, kopania darni przed domem i wzmacniania ramion. 
Moich,rzecz jasna.

Myszy już włażą do domu. Szukają kąsków, hałasują nocami, czasem i za dnia.
Dwa tygodnie temu złapały się trzy. Trzy dni pod rząd po jednej.
Na co najlepiej łapią się paszowickie myszy?
Ano- na rurki.
Kruche.

Dziś znów się łakomczuch jakiś złapał i teraz stuka żywołapką.

Odkryłam coś smacznego, a co niektórzy się zaśmieją, że wielkie zrobiłam odkrycie!
Kuskus.
Kasza z pszenicy.
Z internetu ( nie posiadam takiej łyżki drewnianej jak na fotografii)


Postanowiłam odmienić nieco monotonię sałatek makaronowych czy ryżowych i użyć tej kaszy właśnie.
Nie dość, że przygotowuje się ją błyskawicznie (zalewasz wrzątkiem, 5-10 minut i gotowe), na dodatek- takie moje i Kamaxa wrażenie, kasza chłonie to, z czym została wymieszana. 
Integruje się, jakby to ładnie napisać....

Dokonałam cudnej (będę się chwalić, a co!) - w smaku i całkiem miłej dla oka sałatki z piersi indyka w ziołach i czosnku z kukurydzą i papryką świeżą.

Oczywiście, można gderać, a że indyk, a że kukurydza- może i GMO (raczej nie, bo czytałam i jestem bardzo przeciw), a papryka nie z ogródka własnego, ale...
Smakowite było, podsypane sporą ilością chili, pieprzu. 
Absorbery też wcinały, choć Młoda mniej drapieżna i tylko kaszę z warzywami, Młody ochłapy ptaka pochłaniał.

Druga wersja sałatki- ale na słodko- to najprostsze na świecie połączenie kuskusu z bakaliami.
Też się mile w nie "poowijała" więc smacznie było.
Daktyle, śliwki suszone, żurawina, morele i słonecznik.

Wiem, że moje popisy kulinarne są niczym w porównaniu z Koleżankami Blogowymi (chylę czoła Kamo! ), ale nie to w tym wszystkim jest najważniejsze.
Sednem jest to, że kiedyś nie znosiłam garów, gotowania. 
Teraz jakoś mile mi się przy tym krząta,a  co chyba najważniejsze, przestałam trzymać się sztywnych zasad i zaczęłam popuszczać wodzy fantazji smaku.
Kuszą też nowe pomysły, przepisy.

Ile w tym wpływu programów kulinarnych które z doskoku oglądam, a  ile wpływu czegokolwiek innego, ale z pozytywnym tchnieniem, nie wiem. 
Ważne,że jest i mnie cieszy; przy okazji smakuje innym.

Nie wszystko mi się w kuchni udaje, ale nie stanowi to dla mnie katastrofy czy powodu do wyrzutów.
Ostatnia sytuacja z owocami czarnego bzu...mnie rozbawiła.

Zebrałam go trochę, wydawało mi się na oko, że mam go około pół kilograma.
Zerknełam do internetni na przepis na sok z owoców.
Przygotowałam potrzebne na tę  ilość 2 szklanki cukru i tyle samo wody.

Oczyszczone, jak Pan Bóg przykazał, owocki szurnęłam do gara, zalałam wodą; kiedy zaczęła parować sypnęłam cukier.
Zaczęłam gotować.
W przepisie stało, że trwać to ma około 2 godzin. 
Potem- na sito i buch! do gara na godzinę.

Szczęśliwa chyba ostatnio jestem, bo na zegarek nie patrzyłam, mieszałam, myłam gary, bawiłam się z Zasmarkańcami, myłam lodówkę wodą z sodą ( a co!), na drugim palniku bulgotał syrop z mięty.

Cóż. 
Kiedy skończyłam i zadecydowałam, że bez jest już gotów- zlałam.... do jednej butelki 330 ml....
Nastąpiło cudowne streszczenie bzu. 
Kondensat czysty. 
Chyba wyekstrahowało się wszystko co możliwe, całe dobrodziejstwo, normalnie!

Widzę, że moje oko mnie zawiodło i chyba lepiej wrócę do namiętnego łowienia owadów metodą przez wypatrywanie, bo w tym się lepiej orientuję...

A a propos ekstrakcji.
Siedzą w laboratorium dwie blondynki.
Jedna z nich pyta drugą: 
- Co robisz?
- Ekstrahuję.
- O! To zrób mi jednego!

Mam nadzieję, że ten ordynarny dowcip (ups!) nie spowoduje, że znów stracę członka (ups!), obserwatora, znaczy się.
Ale- jak już kiedyś, parokrotnie pisaliście na swoich blogach- kto się zniesmacza, strzela focha czy inne tam, niech nie czyta.

Ostatnio,bardzo miło mi się wraca do Muminków.
Szczególnie do Małej Mi.


Jest wiele mądrości w tych książkach, nie zawsze nacechowanych równie...energetycznie jak powyższa, ale choćby to:


  • Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością! ("Dolina Muminków w Listopadzie").




Książki o wiele lepiej oddają klimat i serialu nie oglądałam z takim zacięciem, nawet dzieciakiem będąc (już wtedy chyba wstępnie nastoletnim?). 
Znam wielu, którzy sięgnąwszy po bajkę telewizyjną okrzyknęli Muminki bublem, nudą czy też innym mniej wyszukanym komplementem.
Popieram, bo serial- jak dla mnie- do niczego, a tylko Muminkom zaszkodził.


Chciałam na koniec wkleić coś fajnego, ale nie umiem wyciąć kawałka filmu z YouTube.
Miało być to pozdrowieniem szczególnym dla Rogatej i dziewczyn pastereczek owieczkowych :)
No i dupa.
Nie będzie.

A jest taka fajna piosenka, z niefajnej bajki, którą mój Absorber uwielbia, a zwą się one Teległupki. Teletubisie, znaczy się.
Odcinek, w którym jest piosenka o pastereczce Ludmile.
Piosenka, jak piosenka, ale te owieczki śpiewające!
To trzeba usłyszeć...

Może Kamax mi jutro pomoże i wrzucę, bo Odcinek Teległupków trwa dwadzieścia parę minut, a to gdzieś w połowie jest. 
Nikogo nie mogłabym zadręczać ta bajką...:) 






11 komentarzy:

  1. Spróbuj kaszy jaglanej - o niebo lepsza!!! Podprażona i ugotowana na sypko - cud-miód-malina i do wszystkiego, jest to jedyna kasza, jaką je Księżniczka;) Można z niej też robić pycha desery;)))
    Teległupki rządzą chyba do starości, moja non-stop łazi wszędzie z Teległupkiem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaglaną ostatnio uwielbiam. Na słodko: budyń i na wytrawnie z warzywami :)

      Usuń
    2. Dla mnie jaglana taka sobie, ale to moja subiektywna opinia, siostra zachwycona.

      Usuń
    3. jaglanka jest ok, ale ryż brązowy miami

      Usuń
  2. A film wstaw jak leci i tylko napisz od której minuty należy słychać.
    Muminki uwielbiam w formie książkowej, a właściwie czytanej na płycie. Coś pięknego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Muminki:)

    I z myszą walczym... Rurki kruche, powiadasz...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. też lubię Muminy:) (mam parę wznowionych tomów do poduszki). Wiem, o której piosence piszesz-teletubisie i u nas wymiatały, ale bardziej strawny (dla dorosłych) jest "Dobranocny Ogród" :)
    Pozdrowienia!!! (a w Ruderii pewnie myszy jedzą stearynę...)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odnośnie myszy mogę dodać, że dosyć szybko się uczą i im więcej rodzajów pułapek (oraz częste przestawianie) i przynęty, tym szybciej się łapią. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas mysz nie widać... jeszcze! Ale rurki zakupię na czarną godzinę! :)
    A muminki uwielbiam!
    Pozdrawiam,
    I.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myszy zatrzęsienie, jak co roku, walczymy trutkami.

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas już 4 mysice złapane :) i dalej słychać, że kilka zostało.
    kuskus bardzo lubię i często z niego korzystam.
    Dobrze, ze wracasz do zdrowia :*

    OdpowiedzUsuń