.

.

poniedziałek, 29 lipca 2013

O powrocie, wcale nie wolnym, prośbie w temacie BCG i o psach wakacyjnych.

No i nie było mnie aż tak długo.
Myślałam, że będzie gorzej.
Pragnę Wam wszystkim podziękować za słowa otuchy i moc dobrej energii, która odebrałam!

Wszystko do kupy razem mnie dopadło.
Życie.
Kopie po tyłku, a większość razów na zad to sama sobie funduję.
A to przez dziwne decyzje, a to przez inne działania, o których pisać nie będę.

Dodatkowo, sytuacja z moją Mamą mnie martwi i stąd też napiszę teraz o tym.
Zdiagnozowano u niej nowotwór pęcherza moczowego.
Wszystko się ślimaczy.
Zdiagnozowany w sumie w lutym, do dziś trwają badania. Po wynikach badań histopatologicznych i określeniu stopnia złośliwości w końcu zdecydowano się na terapię i padło na immunoterapię z wykorzystaniem prątków.
O co tak ogólnie chodzi w tej terapii- poniżej:

Dopęcherzowe wlewki z BCG wykorzystywane są w leczeniu uzupełniającym powierzchownego raka pęcherza moczowego. Zastosowanie BCG stanowi przykład najskuteczniejszej immunoterapii w leczeniu nowotworów. BCG jest skrótem od Bacillus Calmette-Guérin czyli szczepionki przeciwko gruźlicy wynalezionej przez Alberta Calmette i Camille'a Guérin. Szczepionka zawiera w swym składzie atenuowany szczep Mycobacterium bovis.
Działanie BCG po podaniu do pęcherza moczowego polega na wytworzeniu odpowiedzi immunologicznej przeciwko komórkom raka pęcherza moczowego.

I tu moje pytanie- czy któreś z Was ma jakieś doświadczenie z tego typu terapią?
Może ktoś z Waszych bliskich lub znajomych przechodziło tę kurację?
Jeśli tak- proszę pisać na priv.

A co poza tym?
Upały.
Omłoty w powietrzu.
Żniwa- pełen przegląd paszowickiej stajni kombajnów - od Claas'ów, Johny Deer'ów, New Holand'ów  po "ciapki".


No właśnie.
Ciapki.
Dziś w drodze ze sklepu przypałętał się do nas terierowaty Gościu.
Siedzi przy bramie...
Nic do niego nie gadałam, nawet nie spojrzałam. Żeby się nie przykleił!
A ten siedzi i pilnuje ... bramy.
Garip by go zeżarł, poza tym, wierzcie mi...mam już tyle na głowie, że do kompletu kolejnego psa mi nie trzeba.

Może by kto chciał?
Jak się uda i nie pójdzie- strzelę fotkę.

Znów pewnie pies zabawka.
Państwo wyjechali na urlop a pies wylądował na ulicy.
Zagubiony. Smutny.
Dałam mu wody. 
Nie pił za wiele wiec albo znalazł strumyk, albo może od niedawna się wałęsa. A obróżkę. Skórzaną i przeciwpchelną.

Niech szlag trafi tego kto go zostawił.

No tak.
Znów pełna niekonsekwencja.
Miałam już nikomu nie życzyć źle...

środa, 24 lipca 2013

Nie wiem kiedy znów...

.. coś napiszę.
Życzcie mi...wszystkiego co najlepsze.

Odezwę się, kiedy będę mogła.
Tekst chyba powie wiele.


sobota, 20 lipca 2013

Ja i inni o zaktywowanym jądrze półleżącym i polu brzusznym nakrywki :)

Pierdzielę ludzi, którzy mnie doprowadzają do szału.
Głupotą,lenistwem, stylem życia i wielkim darem wpieniania mnie do czerwoności.

Pierdzielę tych, którzy nie mają empatii.
Pierdzielę głupków.
Pierdzielę nachlanych kosiarzy.
Pierdzielę facetów.

Mogę sobie coś napisać.
O sobie.
I zaraz zrobi mi się przyjemnie....

Nie wiedziałabym o tym.
A wg ostatnich badań amerykańskich (jak ja ich uwielbiam!) naukowców, wiadomo już, że opowiadanie o sobie wywołuje w mózgu tę samą aktywność, jaką prowokuje seks lub dobre jedzenie.

"Kiedy uczestnicy eksperymentu mówili o sobie, aktywowały się u nich obszary mózgu o fantazyjnych nazwach: jądro półleżące i pole brzuszne nakrywki. Oba są związane z wydzielaniem dopaminy, neuroprzekaźnika wykorzystywanego przez układ nagrody i odpowiedzialnego m.in. za odczuwanie przyjemności.
Aktywność tych samych obszarów powiązano wcześniej z seksem i zadowoleniem ze smacznego jedzenia. Reakcje wzmagały się, kiedy badani opowiadali o sobie przyjaciołom".
(portal Crazy Nauka)

Także,
Moi Mili Przyjaciele!

kiedy piszę Wam co u mnie i co mi na sercu leży, co we mnie kipi, a co mnie mizia- wiedzcie, że doznaję przy tym niemal ekstazy!

I jest mi szczególnie miło,bo wiem, że ...Wy macie na swoich blogach to samo!

Z tą wiedzą, a biorąc pd uwagę moje "pierdzielenie"...
Hmmmm....
Może skuszę się zamiast...na częstsze pisanie wynurzeń?

czwartek, 18 lipca 2013

Groch z kapustą czyli przemyślenia z koniem i klepiskiem w tle.

Dzień Świstaka.
Ciągle niemal to samo....
No, może jeszcze to, że czytam jaką to antysemitką i faszystką jestem, bo przeciw ubojowi rytualnemu.
Niech szlag trafi....
Niemcy nam klaszczą, a sami się boją, bo im się wytknie, że znów jak przed II wojenką, na plemię izraelskie się uwzięli.
Oczywiście znów ktoś powie, że klaszczą, bo sami przejmą nasze miejsce w rynku.
A niech się qurka udławią.
Pan Kalemba chce by sprawą nagonki na rzeźników zajęło się ABW.
Może więc i do mnie zapukają?
Who Knows?

Who Knows.

Ojciec jednej z moich ulubionych  klaczy w SK Jaroszówka- Upsali (od Uferschwalbe po Zigeunersohn).


Klacz przytulanka. Piękna.
A jej mama- urokliwa już wtedy babcia, za moich czasów w TH w Chojnowie, była cudowną klaczą, z obwisłym jednym uchem i wyłażącym jęzorem (jakieś małe porażenie nerwu twarzowego).
Nie wiem jak dalej potoczyły się jej losy...
Może nie skończyła w transporcie do Rawicza jako bezużyteczna już, stara kobyła...?

Aaa... jak już się tak rozczulam....

pasę sobie Don Diego ( klub w Szklarach Górnych,  braci Porębów)


Myślę cały czas- no bez przesady, ale często, co z tym klepiskiem.
Myślę o poddanym przez Megi pomyśle z konkretnymi roślinami.

Klepisko wygląda tak.
Oczywiście koty nie są przytwierdzone do dołków Gigiego na stałe...


Co i widać na poniższej fotce...



A tak to wygląda z góry (zdjęcie nieostre, bo porą wieczorową i komórczakiem)






Powierzchnia niewielką się zdaje, ale  coś by tam wcisnął co by oko cieszyło.
A jak nie to zasieję jakieś trawsko i skończą się dylematy.

Zboża wkoło dojrzewają.
Niedługo znów zacznie się udręka żniw i omłotów wypełniających oskrzela....


Co tu dużo pisać...Ładnie.
A że alergicznie?
Przyzwyczaiłam się.
Ciągle wiatr w oczy.

Zamiast się w mieście szczelnie zamykać to ja łażę, wącham, a potem mi z nosa leci i w oskrzelach świszcze.
Dobrze, że się przekonałam do kortykosteroidów wziewnych, bo jak sobie przypomnę swoje wczesne lata młodzieńcze i chwile, kiedy mając duszności po prostu chciałam ... przestać oddychać, to mi skóra cierpnie.

Słonko na niebie, Łysy się dopełnia.
Niebo nad Paszowicami poprzecinane przez ślady samolotów.
A fuj.

Dziś mi taki obrazek się objawił.
Czy to znak jaki?
Omen?
Ha?


Mamy,którego mamy i dopiero dziś firma wywożąca odpady przywiozła nam żółty kontener na plastiki, folie i papier.
Całe szczęście do tego czasu można się było pozbywać do gminnych.

Kompostownik też już stoi.
Zapełnia się szybko.
Aż żal czasem, że nie ma jakich kur czy innego tałatajstwa co by to mogło zeźreć.





poniedziałek, 15 lipca 2013

A mnie bardziej bydła żal. Kropka.

I powróciłam, po małym wypadzie weekendowym, na łono Tupajowiska.
Absorbery dzielnie zniosły drogę, choć momenty były, oj były. 
Bez klimy, puszeczka Foxiuniowa się grzeje, a nic a nic okienka nie uchylę, bo albo mi jednemu ucho zawieje, albo drugiemu szyje wykręci...

Spotkanie po ...dwudziestu latach.

Nie wiem czy śmiać się, czy płakać.
O wiek mój mi chodzi.
Nie o spotkanie, bo to- mimo poczwórnej dawki dzieciów, gadających po swojemu, po niemiecku i po polsku trochę, fajne i udało nam się trochę pogadać. 
Absorbery napowietrzone, poganiane. 
A i ja sobie troszkę odsapnęłam od codzienności znojnej i gnojnej.

Wracam ci ja, czytam komentarze i krew mi zawrzała.
Otóż, moi drodzy Falco i Iuliusie. 
Jak już kiedyś wspomniałam ludzi co niektórych lubię. 
Kocham niewielu, darzę szacunkiem może też paru. 
Resztę toleruję lub nie.
Socjopatką nie jestem.

Jednak jak czytam komentarze tego ostatniego- chyba zwiększa mi się poziom agresji.
Takiej malutkiej, bo przybita jestem wieściami o chorobie bliskiej mi Osoby i na prawdę, żaden ... człowiek nie jest teraz wart utraty mojej energii, którą mogę Tej Osobie posłać, jako wsparcie, w momencie, w którym nie mogę być przy Niej.

Iulius pisze w komentarzu, że :
"Super, niech rolnicy zdychają z głodu, a żydzi wyniosą się na Madagaskar.

Ekofaszystom gratuluję wrażliwości na drugiego człowieka."

I właśnie to może być podsumowanie całej tej  (i innej około dobrostanu zwierzęcego, ochrony przyrody) dyskusji.
Co do Żydów (skoro tak autorowi ich żal, może by tak ich wielka literą, co?) i innych- nie przeceniajmy roli uboju dla gmin wyznaniowych, bo one stanowią margines. 
Gros zwierząt zabijanych jest w ten okrutny sposób celem eksportu do krajów danych wyznań. 
Proponuje poczytać trochę, a nie się wytrzewiać w sieci.

O swojej wrażliwości- oczywiście! haha, wpisującej się w cechę ekofaszystki, pisać nie będę, bo już odpowiedziałam pod komentarzem poprzedniego posta.

 W ogóle to ostatnio sie trochę w sieci działo.
Milczałam, bo życie u mnie płynie swoim niezmiennym rytmem i choć mam ochotę czasem trochę przelać tego, co we mnie siedzi, swoje przemyślenia- poddaję się zmęczeniu i padam w pościel.
Tylko mała rączka mi w dłoni pozostaje i mała druga główka wtulona w pierś. 
Oczywiście mam tu na myśli Absorberkę, nie jakieś tam ..."hiszpany".

Z resztą.
Hiszpanów - tych z uwielbieniem tradycji corridy- nie toleruję jako żywych.
A hiszpany- takie jedynie mnie kręcą:


Ostatnio też, w ramach swego niewątpliwie silnego zaangażowania w wychów młodych, zerknęłam co też  pisze na swoim blogu kruszyzna
No i znalazłam coś, co mnie też natchnęło do pewnych przemyśleń.
Oczywiście już kiedyś pisałam o moim staniu "z brzuchem" w kolejce w US , z  PITem i co usłyszałam za swoimi plecami .
Therion pisze, ja swoje myślę.

I czasem zdaje mi się, że wszystko co wkoło nas się teraz dzieje to jakiś obłęd.

Krusz, jakiś czas wcześniej, pisze też o tym,że  jedna z blogerek popełniła tekst o kąpieli dwóch dziewięciolatek i co z tego wynika. 

Poczytajcie...
Mnie ręce opadają.
Chyba jestem nie z tej epoki.

Rozumiem, że 13-14 latka może być lolitą. 
Nawet chyba większośćfacetów powie,że taką młodą to każdy by chciał...(bez komentarza).
Z reguły, ostatnimi czasy tak jest. 
Niektóre nawet- z pomocą wyuzdanego makijażu, ubioru, wyglądają jak ... wywłoki, nie lolity, ale....
Żeby z 9-letniej nagiej, hasającej w wodzie dziewczynki robić zaraz wielki skandal?
Jakoś degenerat walący konia (tu nic a nic o krzywdzeniu zwierząt więc chyba powinnam wziąć w cudzysłów, jak myślicie? ), niewiele zgarnął negatywnych opinii. 
Za to matki dziewczynek i one same- tak.

Rzeczywiście.
Goły tyłek dziewięciolatki może rozpalić każdego pedofila więc lepiej może roczniaka- czy tak jak mój Absorber- niespełna 2,5 latka należy w miejscach publicznych pakować w szczelne gacie?

Wiecie co?
Rzygać się chce.
Przepraszam za dosadność, ale tak to czuję.

Wrzucanie do jednego wora faszystów i ludzi, którzy walczą o to, by nie traktować zwierząt przedmiotowo.
Oburzanie się na kapiące nagie dziewczynki,kiedy w każdym kiosku, wszędzie pornole włażą wręcz nachalnie w oczy.

Wolność słowa.
Wolność myśli.

Mój blog.
Tak. Właśnie.
Mam w nosie straty zakładów produkcyjnych. 
Rzeźni.
Mam w nosie Żydów i innych, których wyznanie skazuje zwierzęta na wielkie cierpienie.
Mam do tego prawo.
Nie zgadzam się na niepotrzebne cierpienia i tak wykorzystywanych bez skrupułów

Polska jest krajem wyznaniowym? (tak u jednego z komentatorów napisał ktoś w komentarzu). 
Śmieszne.
Dlaczego? Bo zabroniono uboju bez ogłuszenia?
A może tak "biedni hodowcy" mogliby dalej hodować bydło, ale wołowina, sprzedawana na krajowym rynku mogłaby być wtedy tańsza, a wtedy bardziej dostępna dla większości mięsożerców?

 




 






piątek, 12 lipca 2013

Bardzo krótko. A ja się cieszę.

Dzisiejsze głosowanie...

Głosowanie w sprawie zmian przepisów stawy o ochronie zwierząt.
(Rządowy projekt dopuszczał ubój bez ogłuszania na cele religijne pod warunkiem, że będzie on przeprowadzany w rzeźni. Wprowadzał jednak zakaz stosowania podczas uboju rytualnego tzw. klatki obrotowej.)



Oczywiście zwolennicy będą kłapać, że i tak w Czechach czy gdzie indziej maja w dupie zwierzęce cierpienie.
A ja mówię- póki co mieszkam tutaj. Nie w Czechach, czy gdzie indziej.

To samo z tuczem gęsi i kaczek  na stłuszczone wątroby.
Musimy być takimi samymi barbarzyńcami co Francuzi i Węgrzy,którzy go utrzymali?

Dobranoc.
Jutro z Absorberami w odwiedziny koleżanki z czasów podstawówkowych. Z czasów wakacji u babć.
W przepięknie położonych Kowarach...

środa, 3 lipca 2013

Florystyczne rozważania nad wanną pełną prania.

No i zrypałam gościa od zniszczeń.

Wyobraźcie sobie, że chciał u mnie dalej kosić!
Oburzył się, że nazwałam jego stan "narąbaniem".
Pożegnaliśmy się mało wylewnie....

Na dodatek odkryłam, że charatnął mi czerwoną porzeczkę. 
Niby "tylko" korę zerwał na długości około 5 cm, ale wystarczyło, żeby cała gałązka, jako jedyna, uginająca się od owoców, uschła.

W "rekreacyjnej" części naszego ogródka, na rabatce, którą stworzyła moja teściowa, niestety wiele roślin wypadło. Sucho tam jak pieprz- jesiony wysysają wszystko.
Wysysają, a i zatrzymują koronami opad deszczu.
Z jednej strony- chwała im za to, bo gdyby ich nie było to nie wylewałabym 300, a może  1000 l wody z piwnicy. Codziennie.....

Ostatnio wylewam co pompa napompuje pod krzewy.
Dziś skończyłam liczenie na 15 wiadrze i...dalej woda się wężem lała.

Chyba trzeba będzie pomyśleć o jakiejś wannie i zbierać tę wodę i chlustać pod krzewy.

Przy okazji, zastanawiam się nad tym, co na klepisku (Młody się tam bawi, a w dołkach po jego zabawie koty się wałkują) posiać, posadzić? Megi? :)

Póki co, bliżej płotu rozpleniły się mile dzwonki. 




Astrowate jakieś też rosną



W zagłębieniu jednego z jesionów, posadziłam, znalezione przy drodze rozchodniki.


Psowate pochowały się w cieniu.

Ruda w bukszpanach


Mój chłopak, kochany, z biednym nosem
A tak poza tym, to przerabiamy na własnej skórze "Spisek żarówkowy*" w odmianie pralkowej.
Nasza pralka , firmy Mastercook, zepsuła się juz w dwa miesiące od zakupu.
Teraz znów nawaliła.
Mamy jej poprzedniczkę, którą naprawił Kamax, ale coś jej też dolega i dziś kiedy prała...
Ekhmmm...przygasało światło i wydawała z siebie mało sympatyczne dźwięki, a na dodatek pranie jest niewypłukane jak trzeba i nie odwirowane.

"Nowsza" wyświetla sobie kodzik i przestaje współpracować.

Oczywiście, firma Mastercook, posiada serwis gwaracyjny.
Posiada tez infolinię.
Do pani z infolinii nic nie mam.
Była miła.
Cóż, kiedy serwis, przyjedzie do mnie w przyszły wtorek!

Hmmm...
Przypominam sobie moją pracę w branży grzewczej, kiedy to klienci kotłów bardzo znanej niemieckiej firmy, oczekiwali na przyjazd moich kolegów dzień, dwa. I jak się pieklili!
Oczywiście, jeśli było zimno, wrzucano jako koronny argument- małe dzieci.

Ja też nie omieszkałam o tym napomknąć pani, bo już przyzwyczaiłam się do automatu, z resztą- "frani" nie mam, a przewieszanie się, w budzącej w pierwotnym samcu żar w ledżwiach pozycji, nie wchodzi w grę.
Młoda się mocno brudzi (w czym jej nie przeszkadzam), a Młody jest na etapie odpieluchowywania i zabaw w koparkę więc...sami wiecie.




-------------------------------------------------------------------------

* Film, który pewnie większość z Was zna, a jeśli nie- polecam!