.

.

czwartek, 16 lutego 2012

Wszystkiemu winne łosie.

Właśnie przeczytałam, że te piękne zwierzęta maja czelność pożerać lasy, pielęgnowane w pocie czoła przez leśników, na dodatek- są sprawcami wypadków. To przynajmniej dwa argumenty za tym, żeby wciągnąć je "wreszcie" na listę gatunków podlegających odstrzałowi.
Oczywiście, większe zagęszczenie osobników powoduje zwiększenie pobierania paszy w danym siedlisku.
Tu wchodzimy na starą, niemiłą ścieżynkę- zabierania dzikim zwierzętom miejsca do życia, rozrodu, zamykanie korytarzy do migracji. Nie dość, ze powoduje to zbytnie obciążenie danego terenu z całą swą biocenozą, to wpływa na poszczególne jej elementy i samych "winowajców" "szkód". Osłabia populacje, której pula genów się zawęża w wyniku utrudnionej wymiany genów, jaką daje możliwość swobodnej migracji i szukania niespokrewnionych partnerów.
źródło: www.elkschnaps.com

Drzewa rzucające się na maski kierowców już były, teraz czas na łosie.

Oj, chyba ktoś tu zapatrzył się na niektóre kraje skandynawskie, gdzie w czasie rozpoczęcia sezonu na łosie, nie zastaniesz ludzi w domach. Każdy kto może jedzie strzelić łosia. Taka tradycja.
Barbarzyństwo, po prostu, nie bójmy się powiedzieć, niczym nie różniące się od rzezi fok czy innych zwierząt w imię ludzkich idei, jak by ich nie nazwał.

Jestem pełna obaw, że Ministerstwo się ugnie i da zgodę na odstrzały łosi. Wszak Polska myśliwymi stoi.
Sfrustrowani ludzie, rekompensujący swoje braki kosztem życia zwierzęcia.
Czasy zdobywania pożywienia w ten sposób minęły. Nie dość, ze katujemy świnie, bydło opasowe, drób w hodowlach wielkostadnych, żeby zjeść potem nafaszerowane chemia, lekami i stymulatorami wzrostu coś, co tylko z nazwy jest mięsem, wędliną....to jeszcze poniektórzy bronią myślistwa, nazywając je naturalnym działaniem człowieka w przyrodzie.
Myślistwo to drogie hobby. A gros tych degeneratów poluje dla samego zabijania czy trofeów, nie mięsa (te oddaje do skupu).

Nie ukrywam, że myśliwych nie cierpię. Znam ich paru i kładzie się to cieniem na naszej znajomości. Zwłaszcza ich zakłamania i zawoalowanego języka...Gwara...tja... łatwiej odstrzelić badyl niż żywą kończynę sarny, łatwiej przelać farbę niż krew...

Może nie umiem się pogodzić z tym, że zwierzęta są na przegranej pozycji.
 Ludzka populacja wypiera je z ich miejsc bytowania, ma pretensje, że jedzą, że paskudzą, że się rozmnażają; czasem mam wrażenie, że przeważa utylitarny stosunek do przyrody .
A  niech sobie taka będzie, ale w rezerwacie- najlepiej z dala od wsi, miasteczek (co by nie utrudniać ich rozwoju), zwierzaki- w zoo, rośliny w ogrodach botanicznych.

Otóż ja twierdzę, ze to nie przyroda, łosie czy wilki stanowią problem.
Problem stanowią ludzie. Ludzie, którzy żerują na Ziemi jak pasożyty, na dodatek pozbawieni instynktu samozachowawczego.
Ludzie, których jest po prostu... za dużo.

Jak już się rozpisałam to polecę tylko jedną z książek, która zajmuje nasz bogaty księgozbiór:
Z.. Kruczyński "Farba znaczy krew". Wyd. Słowo/Obraz Terytoria
 z recenzji:

Czy polowanie to sport dla prawdziwych mężczyzn, czy też prawdziwy mężczyzna właśnie potrafi dojrzeć prawdziwe oblicze myślistwa?
Czy człowiek jest panem wszelkiego stworzenia, czy raczej jednym ze stworzeń zamieszkujących tę planetę?
Farba znaczy krew to przejmująca relacja o dojrzewaniu świadomości ekologa, który odrzucił silny, akceptowany społecznie stereotyp, w chwili gdy zrozumiał, że miłość do przyrody i zabijanie zwierząt wzajemnie się wykluczają. Przeszedł niejako na drugą stronę barykady, a tam poznał wspaniałych ludzi z całego świata, którzy postanowili poświęcić swoje siły walce o tegoż świata przetrwanie. Jedni głośno manifestują i domagają się zmian ustawowych, inni dokonują małych, osobistych wyborów i na przykład odmawiają eutanazji zwierząt, a wszystkich łączy dojrzała miłość do Ziemi i jej dziedzictwa.

`To książka ważna, mocna, angażująca. Zrodzona ze zrozumienia własnych błędów. Obnaża i burzy niemądre stereotypy, które od niepamiętnych czasów wyznaczają nasz stosunek do świata zwierząt, do świata w ogóle, a także do nas samych - i przyczyniają się do tego, że zmierzamy w kierunku cywilizacyjnej katastrofy.`

Wojciech Eichelberger


4 komentarze:

  1. Bardzo przyjemny blog, naprawdę miło się czyta i zachęcam do dalszego pisania. Długo się zastanawiałem czy to pisać... Dotknęłaś dwóch kluczowych spraw życia na wsi. Pierwsza: W życiu bym nie pomyślał, że osoba edukowana w biologii pisałaby takie rzeczy (szok to dobre słowo). Zapytaj leśniczego co by się stało z lasami, gdyby zakazano łowów. Łowiectwo nie jest sportem, (po cytacie z recenzji wynika, że autor i recenzent nie mają pojęcia o czym piszą) to obowiązek nałożony przez styl życia całego społeczeństwa (zwłaszcza ludzi z miast - bo to oni najbardziej potrzebują zasobów lasów i wsi). Druga sprawa: Wieś z miastem nigdy się nie dogada, powód jest banalny. Miastowi (większość w demokracji) narzuca absurdalne przepisy, totalnie oderwane od rzeczywistości i utrudniające życie. Jak to mój wujek określił: "Miastowi chcą aby wieś wyglądała jak dwieście lat temu, ale jak mają rolnicy zarabiać to już ich nie obchodzi". Przepraszam za ostrość wypowiedzi, ale stereotypowe wypowiedzi o wsi i łowiectwie wynikają z głębokiej niewiedzy, przez co cierpi najbardziej właśnie przyroda. Pozdrawiam i zapraszam do współpracy, myślę, że możemy nawzajem świetnie uzupełniać naszą wiedzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No akurat o myślistwie wiem sporo...;)
    Co do ograniczania populacji i wpływu zagęszczenia populacji na siedlisko bytowania- można by wiele dyskutować. Redukcja zwierzyny zagrażającej drzewostanom to koronny argument myśliwych w potwierdzeniu swojej racji bytu. Fakt, w zaburzonych populacjach, w krótkim czasie, tylko drastyczne i szybkie metody się sprawdzają- czyli redukcja pogłowia. W przypadku mojego negatywnego podejścia do myśliwych, zapewne częściowo wychodzi na wierzch lekko utopijna wizja naturalnych siedlisk, bez mieszających się w życie ludzi. Ludzi, o których pisałam, jest za dużo; po prostu.
    Co do życia na wsi- poznaję i sama stoję na stanowisku, ze nie da się z każdej z nich zrobić skansenu. Cieszy mnie to, ze są wsie, w których dalej hoduje się krowy, świnie, kury, uprawia zboża. W mojej np., nie ma niestety żadnego konia- i nie chodzi tu o konie rekreacyjne (jestem także miłośniczką koni roboczych, zimnokrwistych). Nikomu też nie przyjdzie na myśl, żeby (jak to w niektórych wsiach podmiejskich się zdarza) oburzać się czy zabraniać hodować drób czy trzymać pryzmę gnoju- bo śmierdzi, bo koguty rano pieją....
    Także- reasumując- myślistwu mówię nie, aczkolwiek zdaję sobie w pełni sprawę z zaburzeń jakich dopuściliśmy się w świecie przyrody i, ze w ramach ochrony- np. fitocenoz, należy przedsięwzięć kroki ku ich ochronie przed roślinożercami.A że zwierzów mi żal? Mam do tego prawo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak, normalka..ludziom zawsze wszystko przeszkadza..a w Afryce przyrodę niszczą słonie, żyrafy, hipopotamy, i trzeba ograniczać ich populacje. A ludzie nie niszczą i niech się rozmnażają na chwałę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Człowiek zaburza równowagę każdego środowiska, nawet zwykłą orką..coraz mniej dzikich zwierząt, ptaków, płazów, przez to coraz więcej owadzich 'szkodników' leśnych..i co zrobią leśnicy?..opryskają teren, robaczki się strują, takowe zjedzą ocalałe ptaki, też się strują, padną, i kółko się zamyka..
    Na dodatek oczywiście powycinają wszystkie próchniejące drzewa nadające się na dziuple..

    OdpowiedzUsuń